Żaden z nas nie wiedział jak się zachować. Przed chwilą dowiedzieliśmy się, że ten frajer nie tylko pobił Alex, ale że próbował ją zgwałcić. To był totalny szok. Louis oprzytomniał jako pierwszy i natychmiast przygarnął zrozpaczoną dziewczynę do siebie.
-No już. Nie płacz.-tulił ją, a ona wypłakiwała się w jego koszulkę.
Cholera. Co się z nami działo? Harry siedział bez cienia jakiejkolwiek złości, czy innego uczucia na twarzy. Mógłbym przysiąc, że w tamtej chwili ktoś go po prostu wyłączył. W pokoju dało się wyczuć rozpacz dziewczyny. Potrzebowała go bardziej niż czegokolwiek innego. Może nawet bardziej niż tlenu. To było pewne. A on tylko siedział. Zerknąłem na Liama.
-Li? Pomożesz?-zapytałem i wstałem.
Patrzył na mnie nie rozumiejąc o co chodzi. Wskazałem na Loczka, a potem na ogród.
-Jasne.
Podszedł i chwycił Harrego za koszulkę. Zrobiłem to samo i dźwignęliśmy go do góry.
-Koniec żartów Młody.-rzuciłem.
Wywlekliśmy go na taras i posadziliśmy na leżaku. Nawet się nie odezwał. Spojrzałem na Liama. Wzruszył ramionami i przeczesał palcami włosy. Cholera.
-Co się z tobą dzieje?!-trzepnąłem Harrego w głowę.-Właśnie twoja dziewczyna oznajmiła, że ktoś chciał ją zgwałcić! Wiesz jakie to musi być dla niej ciężkie?! Żyć z taką świadomością?! Wiesz jak ciężkie musiało być powiedzenie prawdy?! Oczekiwała... Nie wróć. Potrzebuje naszego wsparcia! Twojego-dźgnąłem go palcem w klatkę piersiową.-przede wszystkim! A ty co?! Nawet jej nie dotkniesz! Twój najlepszy kumpel musi ją pocieszać! Pomyśl, jak ona musi się czuć?! Pewnie teraz myśli, że się nią brzydzisz!-wrzeszczałem na niego. Zdawał się w ogóle nie rejestrować tego co mówię.-Harry!-potrząsnąłem nim.
Zupełnie jakbym przestawił mu jakiś przełącznik. Nagle złapał się za głowę.
-A ja jej dotykałem nic nie wiedząc...-wymamrotał.
Patrzyliśmy na niego jak na szaleńca.
-Co?-wyrwało się z ust Liama.
-Ona mi nie powiedziała. A ja jej dotykałem. Zayn, ja jej dotykałem w TEN sposób.-pokręcił głową.-Teraz wszystko jasne...-powiedział i zerwał się na równe nogi.-Muszę iść.-rzucił i pobiegł do środka.
-Hazza!-krzyknąłem i ruszyłem za nim.-Harry stój!
Zachowywał się jak wariat. Biegał jak ogłupiały po całym salonie powtarzając z uporem maniaka:
-Gdzie ona jest?
-Pewnie Lou wziął ja na górę.-rzuciłem słysząc po raz kolejny to samo pytanie.
-Bingo.-szepnął i pobiegł na piętro.
Podążałem za nim jak cień. Nie mogłem pozwolić, żeby zrobił coś głupiego. Otworzył drzwi do sypialni Lou. Alex siedziała na łóżku otulona kocem. Boo siedział obok i trzymał ją za rękę. Coś jej tłumaczył, ale gdy weszliśmy odwrócił się do nas. Hazza popatrzył na Lex i szepnął:
-Czemu mi nie powiedziałaś?
Spuściła wzrok i pochyliła głowę. Włosy opadły jej wokół głowy jak welon. Loczek podszedł i przytulił ją. Od razu wtuliła się w niego.
-Przepraszam.-powiedział Hazza.
-Nie, to ja przepraszam. Tak strasznie przepraszam.-płakała.
-Cichutko.-uspokajał ją.
Złapałem Lou za rękę i wyciągnąłem z pokoju.
-Zostawmy ich samych.
-Jasne.-uśmiechnął się.-Malik, co wyście mu zrobili?
Przewróciłem oczami.
-Wykastrowaliśmy, a "zdobycz" ogoliliśmy i rzuciliśmy lwom na pożarcie.
-Gadasz.
-Nie, no coś ty. Poważnie.-upierałem się.
-Nie wierzę. Harry kastrat? Nierealne.
-A jednak. Jak nie wierzysz to zapytaj Liama.-powiedziałem.
Lou zamyślił się.
-Może wreszcie się uspokoi. Każdy kastrat jest spokojny.-uśmiechnął się.
-Może.
-Zayn?
-No?
-Została nam jeszcze An. Co z nią?
-Nie mam pojęcia. Chyba Mr. Nandos się nią zajął.
-Albo wpieprza coś za lodówką.-zaśmiał się Lou.
-Chodź. Sprawdźmy to.-pociągnąłem go za nogawkę spodni.
-Mali agenci?-zapytał przybierając pozę "przyczajonej pumy".
-Agencie Tomlinson? Gotowy do akcji?-zapytałem robiąc to samo.
-Zwarty i gotowy, agencie Malik. Misja Zdechły Żółw rozpoczęta.-rzucił się na podłogę i przeturlał do schodów.
Ryknąłem śmiechem.
-Nie czas na śmiech, agencie Malik.-rzucił z powagą.
-Zdechły Żółw? Skąd to wytrzasnąłeś?-zataczałem się ze śmiechu.
-Nie wiem. Serio tak powiedziałem?
Pokiwałem głową rycząc ze śmiechu.
-Ale na pewno? Zdechły Żółw?-upewnił się.
-Na 100%.-potwierdziłem.
-O cholera.-sapnął i zaczął się śmiać jak szalony.
Leżeliśmy na podłodze kwicząc ze śmiechu.
-Coś ty brał?-zapytałem po chwili, wciąż nie mogąc się opanować.
Nagle Lou z powagą oznajmił:
-To pewnie żel Harrego. Już wiem od czego świruje.-wyszczerzył się w triumfalnym uśmiechu.
-Co?-zapytałem z dezorientacją.
-No skończył mi się żel pod prysznic. To pożyczyłem od Loczka. I proszę.-wytłumaczył.
-Zdechłe Żółwie przejęły twój mózg.-zachichotałem.
-Właśnie. Mam w głowie Zdechłe Żółwie.-popatrzył na mnie przerażonym wzrokiem.-A co, jeśli Harry ma je ciągle? Co, jeśli one go opanowały? Jeśli opanują świat?! Sprawdźmy to!-zerwał się na równe nogi.
-Lou! Ostudź swój entuzjazm. Najpierw Ana.-przypomniałem kwicząc ze śmiechu.
-Racja.-popatrzył na mnie krzywo.-Zaynie Jaavadzie Maliku, czy jak ci tam na drugie imię, opanuj się! Idziemy sprawdzić, co z An.
Podał mi rękę, złapałem ją, a on pomógł mi wstać i ruszyliśmy zorientować się w sytuacji i stanie emocjonalnym pozostałych. Miałem tylko nadzieję, że nie płacze. Nienawidzę płaczących kobiet. Mam zbyt miękkie serce. Weszliśmy do kuchni. Siedziała przy stole ściskając w dłoniach kubek. Lou przysiadł na krześle i objął ją ramieniem.
-Jak się czujesz?-zapytałem.
Popatrzyła na nas i wycedziła:
-Phil Donovan jest skończony.
*********************************************************************************
Tam ta ra ram tam, tam ta ra ram tam, tam ta ra raaaam, ra ta ta tammm. xd Siema ! . Jak się podoba 26? Jakoś mało ekscesów w nim. Ale się nadrobi później :) Przepraszam strasznie strasznie strasznie, że tak długo musiałyście czekać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. No i mam też nadzieję, że was jeszcze nie znudziło :) Szczerze, to z tymi zdechłymi żółwiami to czysty przypadek. Jak pisałam w zeszycie, to mi się samo napisało zdechłe żółwie i już nie chciałam skreślać, więc obrobiłam i ta dam. macie misję zdechły żółw. jutro nn. buźki. Lex.
-No już. Nie płacz.-tulił ją, a ona wypłakiwała się w jego koszulkę.
Cholera. Co się z nami działo? Harry siedział bez cienia jakiejkolwiek złości, czy innego uczucia na twarzy. Mógłbym przysiąc, że w tamtej chwili ktoś go po prostu wyłączył. W pokoju dało się wyczuć rozpacz dziewczyny. Potrzebowała go bardziej niż czegokolwiek innego. Może nawet bardziej niż tlenu. To było pewne. A on tylko siedział. Zerknąłem na Liama.
-Li? Pomożesz?-zapytałem i wstałem.
Patrzył na mnie nie rozumiejąc o co chodzi. Wskazałem na Loczka, a potem na ogród.
-Jasne.
Podszedł i chwycił Harrego za koszulkę. Zrobiłem to samo i dźwignęliśmy go do góry.
-Koniec żartów Młody.-rzuciłem.
Wywlekliśmy go na taras i posadziliśmy na leżaku. Nawet się nie odezwał. Spojrzałem na Liama. Wzruszył ramionami i przeczesał palcami włosy. Cholera.
-Co się z tobą dzieje?!-trzepnąłem Harrego w głowę.-Właśnie twoja dziewczyna oznajmiła, że ktoś chciał ją zgwałcić! Wiesz jakie to musi być dla niej ciężkie?! Żyć z taką świadomością?! Wiesz jak ciężkie musiało być powiedzenie prawdy?! Oczekiwała... Nie wróć. Potrzebuje naszego wsparcia! Twojego-dźgnąłem go palcem w klatkę piersiową.-przede wszystkim! A ty co?! Nawet jej nie dotkniesz! Twój najlepszy kumpel musi ją pocieszać! Pomyśl, jak ona musi się czuć?! Pewnie teraz myśli, że się nią brzydzisz!-wrzeszczałem na niego. Zdawał się w ogóle nie rejestrować tego co mówię.-Harry!-potrząsnąłem nim.
Zupełnie jakbym przestawił mu jakiś przełącznik. Nagle złapał się za głowę.
-A ja jej dotykałem nic nie wiedząc...-wymamrotał.
Patrzyliśmy na niego jak na szaleńca.
-Co?-wyrwało się z ust Liama.
-Ona mi nie powiedziała. A ja jej dotykałem. Zayn, ja jej dotykałem w TEN sposób.-pokręcił głową.-Teraz wszystko jasne...-powiedział i zerwał się na równe nogi.-Muszę iść.-rzucił i pobiegł do środka.
-Hazza!-krzyknąłem i ruszyłem za nim.-Harry stój!
Zachowywał się jak wariat. Biegał jak ogłupiały po całym salonie powtarzając z uporem maniaka:
-Gdzie ona jest?
-Pewnie Lou wziął ja na górę.-rzuciłem słysząc po raz kolejny to samo pytanie.
-Bingo.-szepnął i pobiegł na piętro.
Podążałem za nim jak cień. Nie mogłem pozwolić, żeby zrobił coś głupiego. Otworzył drzwi do sypialni Lou. Alex siedziała na łóżku otulona kocem. Boo siedział obok i trzymał ją za rękę. Coś jej tłumaczył, ale gdy weszliśmy odwrócił się do nas. Hazza popatrzył na Lex i szepnął:
-Czemu mi nie powiedziałaś?
Spuściła wzrok i pochyliła głowę. Włosy opadły jej wokół głowy jak welon. Loczek podszedł i przytulił ją. Od razu wtuliła się w niego.
-Przepraszam.-powiedział Hazza.
-Nie, to ja przepraszam. Tak strasznie przepraszam.-płakała.
-Cichutko.-uspokajał ją.
Złapałem Lou za rękę i wyciągnąłem z pokoju.
-Zostawmy ich samych.
-Jasne.-uśmiechnął się.-Malik, co wyście mu zrobili?
Przewróciłem oczami.
-Wykastrowaliśmy, a "zdobycz" ogoliliśmy i rzuciliśmy lwom na pożarcie.
-Gadasz.
-Nie, no coś ty. Poważnie.-upierałem się.
-Nie wierzę. Harry kastrat? Nierealne.
-A jednak. Jak nie wierzysz to zapytaj Liama.-powiedziałem.
Lou zamyślił się.
-Może wreszcie się uspokoi. Każdy kastrat jest spokojny.-uśmiechnął się.
-Może.
-Zayn?
-No?
-Została nam jeszcze An. Co z nią?
-Nie mam pojęcia. Chyba Mr. Nandos się nią zajął.
-Albo wpieprza coś za lodówką.-zaśmiał się Lou.
-Chodź. Sprawdźmy to.-pociągnąłem go za nogawkę spodni.
-Mali agenci?-zapytał przybierając pozę "przyczajonej pumy".
-Agencie Tomlinson? Gotowy do akcji?-zapytałem robiąc to samo.
-Zwarty i gotowy, agencie Malik. Misja Zdechły Żółw rozpoczęta.-rzucił się na podłogę i przeturlał do schodów.
Ryknąłem śmiechem.
-Nie czas na śmiech, agencie Malik.-rzucił z powagą.
-Zdechły Żółw? Skąd to wytrzasnąłeś?-zataczałem się ze śmiechu.
-Nie wiem. Serio tak powiedziałem?
Pokiwałem głową rycząc ze śmiechu.
-Ale na pewno? Zdechły Żółw?-upewnił się.
-Na 100%.-potwierdziłem.
-O cholera.-sapnął i zaczął się śmiać jak szalony.
Leżeliśmy na podłodze kwicząc ze śmiechu.
-Coś ty brał?-zapytałem po chwili, wciąż nie mogąc się opanować.
Nagle Lou z powagą oznajmił:
-To pewnie żel Harrego. Już wiem od czego świruje.-wyszczerzył się w triumfalnym uśmiechu.
-Co?-zapytałem z dezorientacją.
-No skończył mi się żel pod prysznic. To pożyczyłem od Loczka. I proszę.-wytłumaczył.
-Zdechłe Żółwie przejęły twój mózg.-zachichotałem.
-Właśnie. Mam w głowie Zdechłe Żółwie.-popatrzył na mnie przerażonym wzrokiem.-A co, jeśli Harry ma je ciągle? Co, jeśli one go opanowały? Jeśli opanują świat?! Sprawdźmy to!-zerwał się na równe nogi.
-Lou! Ostudź swój entuzjazm. Najpierw Ana.-przypomniałem kwicząc ze śmiechu.
-Racja.-popatrzył na mnie krzywo.-Zaynie Jaavadzie Maliku, czy jak ci tam na drugie imię, opanuj się! Idziemy sprawdzić, co z An.
Podał mi rękę, złapałem ją, a on pomógł mi wstać i ruszyliśmy zorientować się w sytuacji i stanie emocjonalnym pozostałych. Miałem tylko nadzieję, że nie płacze. Nienawidzę płaczących kobiet. Mam zbyt miękkie serce. Weszliśmy do kuchni. Siedziała przy stole ściskając w dłoniach kubek. Lou przysiadł na krześle i objął ją ramieniem.
-Jak się czujesz?-zapytałem.
Popatrzyła na nas i wycedziła:
-Phil Donovan jest skończony.
*********************************************************************************
Tam ta ra ram tam, tam ta ra ram tam, tam ta ra raaaam, ra ta ta tammm. xd Siema ! . Jak się podoba 26? Jakoś mało ekscesów w nim. Ale się nadrobi później :) Przepraszam strasznie strasznie strasznie, że tak długo musiałyście czekać. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. No i mam też nadzieję, że was jeszcze nie znudziło :) Szczerze, to z tymi zdechłymi żółwiami to czysty przypadek. Jak pisałam w zeszycie, to mi się samo napisało zdechłe żółwie i już nie chciałam skreślać, więc obrobiłam i ta dam. macie misję zdechły żółw. jutro nn. buźki. Lex.