Normalnie, gdyby nie to, że go kocham, to bym mu po prostu przypieprzyła. Przysięgam.
Zbiegłam na dół i za zasłoną wulkanu energii ukryłam swój strach i smutek. Wpadłam do kuchni jak burza.
-Mamuś, jedziemy?-zapytałam przytulając ją.
-Pewnie.-próbowała się uśmiechnąć.
-Mamo.-zaczęłam, ale szybko przerwałam i rozejrzałam się po kuchni. Widząc chłopców w komplecie dodałam-Chłopaki. Żeby to było jasne. Nie chcę litości. Co się stało, to się nie odstanie. Ale błagam, zachowujcie się normalnie.
Powiodłam wzrokiem po ich twarzach. Na każdej malowało się jakieś uczucie. U Lou była to niepewność, u Zayna zmieszanie, u Nialla coś jakby strach, u Liama zakłopotanie, a mamy i Harrego niezdecydowanie.
-Alexis...-mama dotknęła mojego ramienia.
-Nie.-przerwałam jej.-Mówię całkiem poważnie. No, może nie tak całkiem. Moglibyście mnie trochę więcej przytulać i w ogóle...
-W takim razie w porządku. Jak sobie życzysz.-wymamrotała i uściskała mnie.
-Moje kochane panie...-Styles objął nas ramionami.-Nie chcę nic mówić, a już na pewno nie wypędzać, ale zamkną wam sklepy...
-Mamuś-wyswobodziłam się z ich uścisku.-on ma rację. Chodź.-spojrzałam na nią z miną: Chcę pogadać.
-Jasne. Widzieliście moje kluczyki?-motała się.-O, mam. Choć córeńko.
Ruszyłyśmy do drzwi. Chłopcy podążali za nami jak cienie.
-Myślałam, że to babski wypad...-rzuciłam.
-My was tylko odprowadzamy.-natychmiast odpowiedział Niall.
-Okey. W takim razie do zobaczenia.-cmoknęłam go w policzek. Potem to samo zrobiłam z pozostałymi. Kiedy dotarłam do Hazzy uśmiechnęłam się łobuzersko i szybko musnęłam jego usta.-Pa.
Wyszłam na zewnątrz zamykając dokładnie drzwi. Wskoczyłam do auta i ruszyłyśmy. Wyjechałyśmy ze spokojnego osiedla i padło pytanie:
-Więc o czym chciałaś porozmawiać?
Wzięłam głęboki wdech i przygotowałam się na długą rozmowę.
-O wszystkim. A zacznijmy od początku...
* w domu *
-Dobra, bierzemy się do roboty. Mamy jakieś-spojrzałem na zegar-3 godziny.
-Tylko?-zapytał Zayn.
-Yhym. Tylko. Ja biorę na siebie obdzwonienie wszystkich potencjalnych gości. Louis?
-W takim razie biorę catering. Zi, pomożesz?
-Jasne.
-Liam? Niall? A wy?-zapytałem.
-No cóż. Skoro catering został obsadzony-znacząco spojrzał na Lou i Zayna-to... Posprzątamy taras, basen i ogród. Potem udekorujemy, a na koniec zajmiemy się muzyką. Nie, Li?-blondyn mrugnął porozumiewawczo do kumpla.
-Oczywiście.-przytaknął Tatuś.
-Świetnie. Bierzmy się do roboty.
Każdy z nas ruszył w swoją stronę. Po około godzinie stanąłem w drzwiach prowadzących na taras.
-Wow. Jesteście mega.-wydusiłem podziwiając rezultat pracy kolegów.
-Jeszcze nie skończyliśmy. Poczekaj na ostateczny efekt.-Liam uśmiechnął się i zaczął przypinać prześcieradło do ściany szopki.
-A jak goście? Kogo tam masz?-zagadnął Lou przestawiając miski z owocami.
Wyciągnąłem z kieszeni karteczkę.
-No to tak: Mick i Sarah, Jeff, Devyn, Eric, Amber i Cathlin, Dominique, Jacquelin, Railey, Bailey, Frank i Masha. Do tego nasza piątka i Alexis.
-Niezła gromadka.-rzucił Niall podając Liamowi gwóźdź.
-W końcu to jedna z naszych ostatnich imprez przed miesiącem prób do trasy. Musimy się, kurna, wyszaleć!-krzyknął Zayn.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
-Harry, masz szczęście, że Alex i An jadą z nami, bo co byś ty biedaku zrobił, gdyby Młoda została?-Liam wbił gwóźdź i schodząc z drabinki otrzepał ręce.
-Zapłakałby się.-odparł Niall.
-Wypłakał by te cudne ślepka na podłogę.-zażartował Lou łapiąc mnie za brodę.
-Zejdźcie ze mnie!-zaśmiałem się.
-A, chłopaki.-Boo odwrócił się w stronę pozostałych.-miałem wam powiedzieć. An obiecała zmyć się na dzisiejszy wieczór, noc i jutrzejszy dzień. Jedzie do siebie. Więc mamy totalny luz.-wyszczerzył ząbki w zawadiackim uśmiechu.
-Hazaa, słyszałeś?!-wydarł się Niall.
-Spokojnie. Głuchy nie jestem. Jeszcze...-odparowałem.
-Czyżby nasze lwiątko dziś w nocy miało przeistoczyć się w lwa?-Zayn potargał mi włosy.
-Ej. Stop. Przypominam, że nie jestem już prawiczkiem!
-Ach, no tak. Podziękujmy czcigodnej Caroline F. Chłopcy.-zakomenderował Lou i złożył ręce jak do modlitwy. Reszta zrobiła to samo.-Boże, dziękujemy ci za stworzenie czcigodnej Caroline, która wprowadziła naszego ukochanego Harrego Edwarda Milwarda Stylesa w tajniki życia seksualnego.
-Amen.-zakończyła reszta.
-O czym to mówiliśmy?-Tommo zdawał się nie zauważać mojej miny.
-Ha, ha, haa. Za. Ba. Wne.-wycedziłem.
-Mały, wyluzuj. Żartowaliśmy przecież.-Lou podszedł do mnie i przytulił.-Nie złość się.
-Yhym. Zawsze żartujecie.-wymamrotałem.
-Ej, stary, co ci jest?-Boo popatrzył mi w oczy.
-Nic. Nie lubię TYCH żartów.-zaakcentowałem, bardzo mocno, słowo: "tych".
Stanęli przede mną.
-Okey, panowie, przepraszamy.-wydał rozkaz Niall.
Chciałem powiedzieć, że chyba mu się zawód muzyka popieprzył z żołnierzem, a dom z poligonem, ale chłopcy rzucili się na mnie jęcząc: Przepraszamy. Starałem wyrwać się z tej plątaniny ciał, ale trzymali mnie bardzo mocno.
-Puszczajcie.-wydusiłem.
-A przeszło ci już?-zapytał Liam.
-Tak. Puszczać.
-Okey.
Wypuścili mnie, a ja mogłem nabrać powietrza.
-Dobra, kończmy to i szykujmy się.-rzucił Zayn ruszając do kuchni.
-Dokładnie.-potwierdziłem.-W czym pomóc?
Po około godzinie patrzyliśmy na skończone dzieło.
-Wygląda bajecznie.-stwierdził Lou.
-Tak romantycznie.-ocenił Liam.
-O to mi właśnie chodziło.-dodałem.-Chodźcie się przebrać. Zaraz powinni zjawić się goście.
Gdy kilka minut później zamknąłem za ostatnimi gośćmi drzwi pod domem podjechał range-rover Any.
-Szybko. Zmykajcie do ogrodu. Tam jest Niall, powie wam co i jak.-rzuciłem do Amber i Cathlin, które przyszły jako ostatnie.
Sam, zaś, rozsiadłem się przy kuchennym stole i czekałem, aż obie panie wejdą do środka.
-Jesteśmy!-krzyknęła Lex ładując się z torbami do kuchni.
-Poczekaj, pomogę ci.-rzuciłem się do niej wyciągając torby z jej rąk.
-Dzięki kochany.-pocałowała mnie na przywitanie.-Co ty masz na sobie?
-Córeczko, chodź na górę. Pomogę ci się przebrać.-Ana posłała mi porozumiewawczy uśmiech.
-Zaczekam tutaj.-puściłem jej oczko.
-Dobra... Cokolwiek knujecie...-Alex zmierzyła nas podejrzliwym wzrokiem.
-Idź już.-powiedziałem.
W odpowiedzi zobaczyłem wystawiony język Alex. Zacząłem się śmiać. Kiedy Lex popędziła na górę szepnąłem do An:
-Tylko nie pozwól jej wyjrzeć przez okno, bo wszystko przepadnie.
-Jasne.-odparła i ruszyła na górę wołając Alex.
*********************************************************************************
Dobry wieczór :) Obiecałam 28 i jest. Normalnie zasypiam nad tą klawiaturą, więc dziś nie napiszę w tzw "kilku słowach od autorki" czegoś twórczego. Jak znajdziecie jakiś błąd czy coś, to piszcie. Dziś nie mam siły tego czytać. Dobranoc laseczki i dziękuję za przeszło 7.5 tysiąca wejść <3 Love y'all <3 Lex :*
Zbiegłam na dół i za zasłoną wulkanu energii ukryłam swój strach i smutek. Wpadłam do kuchni jak burza.
-Mamuś, jedziemy?-zapytałam przytulając ją.
-Pewnie.-próbowała się uśmiechnąć.
-Mamo.-zaczęłam, ale szybko przerwałam i rozejrzałam się po kuchni. Widząc chłopców w komplecie dodałam-Chłopaki. Żeby to było jasne. Nie chcę litości. Co się stało, to się nie odstanie. Ale błagam, zachowujcie się normalnie.
Powiodłam wzrokiem po ich twarzach. Na każdej malowało się jakieś uczucie. U Lou była to niepewność, u Zayna zmieszanie, u Nialla coś jakby strach, u Liama zakłopotanie, a mamy i Harrego niezdecydowanie.
-Alexis...-mama dotknęła mojego ramienia.
-Nie.-przerwałam jej.-Mówię całkiem poważnie. No, może nie tak całkiem. Moglibyście mnie trochę więcej przytulać i w ogóle...
-W takim razie w porządku. Jak sobie życzysz.-wymamrotała i uściskała mnie.
-Moje kochane panie...-Styles objął nas ramionami.-Nie chcę nic mówić, a już na pewno nie wypędzać, ale zamkną wam sklepy...
-Mamuś-wyswobodziłam się z ich uścisku.-on ma rację. Chodź.-spojrzałam na nią z miną: Chcę pogadać.
-Jasne. Widzieliście moje kluczyki?-motała się.-O, mam. Choć córeńko.
Ruszyłyśmy do drzwi. Chłopcy podążali za nami jak cienie.
-Myślałam, że to babski wypad...-rzuciłam.
-My was tylko odprowadzamy.-natychmiast odpowiedział Niall.
-Okey. W takim razie do zobaczenia.-cmoknęłam go w policzek. Potem to samo zrobiłam z pozostałymi. Kiedy dotarłam do Hazzy uśmiechnęłam się łobuzersko i szybko musnęłam jego usta.-Pa.
Wyszłam na zewnątrz zamykając dokładnie drzwi. Wskoczyłam do auta i ruszyłyśmy. Wyjechałyśmy ze spokojnego osiedla i padło pytanie:
-Więc o czym chciałaś porozmawiać?
Wzięłam głęboki wdech i przygotowałam się na długą rozmowę.
-O wszystkim. A zacznijmy od początku...
* w domu *
-Dobra, bierzemy się do roboty. Mamy jakieś-spojrzałem na zegar-3 godziny.
-Tylko?-zapytał Zayn.
-Yhym. Tylko. Ja biorę na siebie obdzwonienie wszystkich potencjalnych gości. Louis?
-W takim razie biorę catering. Zi, pomożesz?
-Jasne.
-Liam? Niall? A wy?-zapytałem.
-No cóż. Skoro catering został obsadzony-znacząco spojrzał na Lou i Zayna-to... Posprzątamy taras, basen i ogród. Potem udekorujemy, a na koniec zajmiemy się muzyką. Nie, Li?-blondyn mrugnął porozumiewawczo do kumpla.
-Oczywiście.-przytaknął Tatuś.
-Świetnie. Bierzmy się do roboty.
Każdy z nas ruszył w swoją stronę. Po około godzinie stanąłem w drzwiach prowadzących na taras.
-Wow. Jesteście mega.-wydusiłem podziwiając rezultat pracy kolegów.
-Jeszcze nie skończyliśmy. Poczekaj na ostateczny efekt.-Liam uśmiechnął się i zaczął przypinać prześcieradło do ściany szopki.
-A jak goście? Kogo tam masz?-zagadnął Lou przestawiając miski z owocami.
Wyciągnąłem z kieszeni karteczkę.
-No to tak: Mick i Sarah, Jeff, Devyn, Eric, Amber i Cathlin, Dominique, Jacquelin, Railey, Bailey, Frank i Masha. Do tego nasza piątka i Alexis.
-Niezła gromadka.-rzucił Niall podając Liamowi gwóźdź.
-W końcu to jedna z naszych ostatnich imprez przed miesiącem prób do trasy. Musimy się, kurna, wyszaleć!-krzyknął Zayn.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
-Harry, masz szczęście, że Alex i An jadą z nami, bo co byś ty biedaku zrobił, gdyby Młoda została?-Liam wbił gwóźdź i schodząc z drabinki otrzepał ręce.
-Zapłakałby się.-odparł Niall.
-Wypłakał by te cudne ślepka na podłogę.-zażartował Lou łapiąc mnie za brodę.
-Zejdźcie ze mnie!-zaśmiałem się.
-A, chłopaki.-Boo odwrócił się w stronę pozostałych.-miałem wam powiedzieć. An obiecała zmyć się na dzisiejszy wieczór, noc i jutrzejszy dzień. Jedzie do siebie. Więc mamy totalny luz.-wyszczerzył ząbki w zawadiackim uśmiechu.
-Hazaa, słyszałeś?!-wydarł się Niall.
-Spokojnie. Głuchy nie jestem. Jeszcze...-odparowałem.
-Czyżby nasze lwiątko dziś w nocy miało przeistoczyć się w lwa?-Zayn potargał mi włosy.
-Ej. Stop. Przypominam, że nie jestem już prawiczkiem!
-Ach, no tak. Podziękujmy czcigodnej Caroline F. Chłopcy.-zakomenderował Lou i złożył ręce jak do modlitwy. Reszta zrobiła to samo.-Boże, dziękujemy ci za stworzenie czcigodnej Caroline, która wprowadziła naszego ukochanego Harrego Edwarda Milwarda Stylesa w tajniki życia seksualnego.
-Amen.-zakończyła reszta.
-O czym to mówiliśmy?-Tommo zdawał się nie zauważać mojej miny.
-Ha, ha, haa. Za. Ba. Wne.-wycedziłem.
-Mały, wyluzuj. Żartowaliśmy przecież.-Lou podszedł do mnie i przytulił.-Nie złość się.
-Yhym. Zawsze żartujecie.-wymamrotałem.
-Ej, stary, co ci jest?-Boo popatrzył mi w oczy.
-Nic. Nie lubię TYCH żartów.-zaakcentowałem, bardzo mocno, słowo: "tych".
Stanęli przede mną.
-Okey, panowie, przepraszamy.-wydał rozkaz Niall.
Chciałem powiedzieć, że chyba mu się zawód muzyka popieprzył z żołnierzem, a dom z poligonem, ale chłopcy rzucili się na mnie jęcząc: Przepraszamy. Starałem wyrwać się z tej plątaniny ciał, ale trzymali mnie bardzo mocno.
-Puszczajcie.-wydusiłem.
-A przeszło ci już?-zapytał Liam.
-Tak. Puszczać.
-Okey.
Wypuścili mnie, a ja mogłem nabrać powietrza.
-Dobra, kończmy to i szykujmy się.-rzucił Zayn ruszając do kuchni.
-Dokładnie.-potwierdziłem.-W czym pomóc?
Po około godzinie patrzyliśmy na skończone dzieło.
-Wygląda bajecznie.-stwierdził Lou.
-Tak romantycznie.-ocenił Liam.
-O to mi właśnie chodziło.-dodałem.-Chodźcie się przebrać. Zaraz powinni zjawić się goście.
Gdy kilka minut później zamknąłem za ostatnimi gośćmi drzwi pod domem podjechał range-rover Any.
-Szybko. Zmykajcie do ogrodu. Tam jest Niall, powie wam co i jak.-rzuciłem do Amber i Cathlin, które przyszły jako ostatnie.
Sam, zaś, rozsiadłem się przy kuchennym stole i czekałem, aż obie panie wejdą do środka.
-Jesteśmy!-krzyknęła Lex ładując się z torbami do kuchni.
-Poczekaj, pomogę ci.-rzuciłem się do niej wyciągając torby z jej rąk.
-Dzięki kochany.-pocałowała mnie na przywitanie.-Co ty masz na sobie?
-Córeczko, chodź na górę. Pomogę ci się przebrać.-Ana posłała mi porozumiewawczy uśmiech.
-Zaczekam tutaj.-puściłem jej oczko.
-Dobra... Cokolwiek knujecie...-Alex zmierzyła nas podejrzliwym wzrokiem.
-Idź już.-powiedziałem.
W odpowiedzi zobaczyłem wystawiony język Alex. Zacząłem się śmiać. Kiedy Lex popędziła na górę szepnąłem do An:
-Tylko nie pozwól jej wyjrzeć przez okno, bo wszystko przepadnie.
-Jasne.-odparła i ruszyła na górę wołając Alex.
*********************************************************************************
Dobry wieczór :) Obiecałam 28 i jest. Normalnie zasypiam nad tą klawiaturą, więc dziś nie napiszę w tzw "kilku słowach od autorki" czegoś twórczego. Jak znajdziecie jakiś błąd czy coś, to piszcie. Dziś nie mam siły tego czytać. Dobranoc laseczki i dziękuję za przeszło 7.5 tysiąca wejść <3 Love y'all <3 Lex :*