piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 1 -A co ty tu robisz?

Dziś wstałam wcześniej niż zwykle. Obudził mnie straszliwy ból w prawej nodze. Zerknęłam pod kołdrę. Wszędzie była krew.
-Jasna cholera!
Odrzuciłam przykrycie i zerknęłam na prawe kolano. Było całe i zdrowe. Chwyciłam je w zgięciu i poczułam jak coś mokrego i ciepłego wypływa mi między palcami. Biegiem sięgnęłam po koszulkę leżącą na podłodze i zawiązałam ją na nodze. Stanęłam na podłodze i poczułam ostry ból. Skąd to cholerstwo się wzięło? Powoli posuwając się w stronę łazienki analizowałam poprzedni wieczór. Czyżby to... Nie... Przecież nie... Łzy zalśniły mi w oczach. Cholerny dupek! Otarłam policzki i przysięgłam sobie, że dorwę Chada.

W łazience wzięłam szybki prysznic i opatrzyłam nogę. Ubrałam się i myjąc zęby uświadomiłam sobie, że matka wyjeżdża dziś w kolejną podróż. Nie, przepraszam. To się nazywa jakoś inaczej... Ach tak, w DELEGACJĘ. Jeśli się pośpieszę zdążę zejść do kuchni po coś do picia i wrócić na górę. Posprzątałam po sobie i wyszłam.

Z okna w korytarzu dostrzegłam Morgana. Chłopak z zapałem podlewał róże. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Prawdziwy ogrodnik z powołania. Matka zatrudniła go na miejsce starego Jima, który ze względu na wiek nie był w stanie zająć się ogrodem. Z resztą. Morgan jest wnukiem Jima, a matka zna go od urodzenia. Gdy byliśmy mali zawsze bawiliśmy się razem. Jest starszy ode mnie o dwa lata, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. Był dla mnie wzorem do naśladowania i otaczał mnie opieką jakiej nigdy nie zaznałam ze strony matki. Morgy był moim bratem, choć nic nas nie łączyło.
Przystanęłam na chwilę i gdy tylko spojrzał w okno pomachałam mu. Odmachał tak entuzjastycznie, że ochlapał się wodą. Parsknęłam śmiechem i pokuśtykałam na dół.

W kuchni Jana przygotowywała matce śniadanie.
-Dzień dobry Mel!-przywitała mnie.-Co tak wcześnie?
-Dzień dobry. Nie mogłam spać.
-Zjesz z mamą?-zapytała patrząc na mnie prosząco.
-Jana... Wiesz przecie...
-Jano proszę, żebyś zapakowała mi coś na podróż.-matka wparowała do kuchni.-O Jezu.-westchnęła na mój widok.
Mnie również miło jest cię widzieć, pomyślałam. Obeszłam stół i wyjęłam z szafki butelkę wody. Za wszelką cenę starałam się nie kuleć i nie okazywać oznak bólu.
-Melody, dostawię cie talerz.-zaproponowała Oksana wchodząc do spiżarni.
-Nie trzeba. Zjem później.-obróciłam się i skierowałam do drzwi.-Ach, Jano, nie kłopocz się. Zrobię sobie płatki.-dodałam posyłając kucharce uśmiech.
-Dziewczyno! Coś ty znów zrobiła?!-matka szarpnęła mnie za ramię.
-Nic.
-Nic?! W takim razie skąd ten bandaż?-prychnęła.
-Stłukłam wczoraj kolano.-mruknęłam nawet na nią nie patrząc.-Mogłabyś...?
-Czyżby?-szarpnęła mnie jeszcze raz.-Dlatego je zabandażowałaś?-jej głos ociekał złośliwością.
Wezbrał we mnie gniew. Niech zajmie się swoimi sprawami. Wyrwałam ramię z jej uścisku i spojrzałam jej w oczy.
-Co ciebie to obchodzi? Zajmij się swoimi sprawami.-wycedziłam przez zaciśnięte żeby.-A mnie-zrobiłam krótką pauzę-daj święty spokój.-dokończyłam dobitnie.-Ach, jeszcze jedno.-zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam jej odważnie w oczy, które pociemniały jej z gniewu..-Nie zgrywaj przed ludźmi kochającej i troskliwej matki, bo najzwyczajniej w świecie ci to nie wychodzi.Ośmieszasz się.-syknęłam i wyszłam.
Zadowolona z siebie ruszyłam po schodach. Każdy krok powodował piekielny ból. Matka wykrzykiwała pod moim adresem jakieś obelgi, zakazy i groźby. Jeszcze kawałeczek. Ostatnie metry. Dotknęłam palcami klamki i czując pod palcami chłodny metal odetchnęłam. Weszłam i zamknęłam drzwi na klucz. Zasłoniłam okna pogrążając sypialnię w mroku. Padłam na łóżko i zacisnęłam dłonie w pięści. Noga bolała coraz bardziej, a rana pulsowała.
-Mam dość.-szepnęłam i zamknęłam oczy.

Kilka minut później usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Mel? Wszystko gra?
-Morgan?-zdziwiłam się.
-Mel, otwórz drzwi.
-Jasne.-mruknęłam i zwlekłam się z łóżka.
Doczłapałam do wejścia, przekręciłam klucz i uchyliłam je na kilka centymetrów.
-Tak?
-Mogę?
-Ym,-spojrzałam na kolano-wiesz, jestem trochę niewyspana...
-Melody, daj spokój. Wiem co jest grane. Wszystko słyszałem. Mogę?
-Wejdź.-westchnęłam i odsunęłam się.
Morgan powoli wsunął się do pokoju. Zamknęłam za nim drzwi i kulejąc podeszłam do toaletki i zaczęłam rozczesywać włosy.
-Melody, co się stało? Znów to robisz?-zapytał cicho.
Zamarłam ze szczotką uniesioną w górze.
-Co robię?
-Znów się... okaleczasz?-dokończył.
Odwróciłam się w jego stronę.
-Nie.-warknęłam.-Nie okaleczam się. Bawisz się w moją matkę?
-Skądże Mel! Martwię się o ciebie...
-Niepotrzebnie.-ucięłam i nagle poczułam, że natychmiast muszę wyjść.-Morgy, przepraszam. Muszę wyjść. Teraz.-dodałam z naciskiem.
-Jasne.-podniósł się z krzesła.-Pójdę już. Żywopłot czeka. Ale gdyby coś, to wiesz gdzie mnie znaleźć.
-Wiem. Dzięki.-podeszłam i przytuliłam go.-Pozdrów Ruby.
-Okey.-uśmiechnął się i wyszedł.
Musiałam przemyśleć kilka spraw. Czemu znów dzieje się to samo? Czemu ten koszmar wraca? Rzuciłam szczotkę na łóżko. Chwyciłam kluczyki i pudełko zapałek i zeszłam do garażu.

Pierwszy raz podziękowałam Bogu za automatyczną skrzynię biegów w moim BMW. Ruszyłam w stronę West Hills. Włączyłam radio żeby nie jechać w takiej głuchej ciszy. Z głośników popłynęła jakaś smętna piosenka. Boże, proszę, chociaż bez takich.
Wjechałam na parking przed parkiem i wyłączyłam silnik. Oparłam czoło o kierownicę i zamknęłam oczy.
-Pieprzony świat.-mruknęłam i odpięłam pas.
Wysiadłam i zamknęłam samochód. Ruszyłam do mojego miejsca nad Blue River.

Ostatnie stopnie i już będę w najrzadziej odwiedzanej części parku. A potem tylko kawałeczek i za starym amfiteatrem zejście w dół. Od małego przesiadywałam tam gdy było mi źle. Powoli zsunęłam się po żwirku, żeby przejść przez dziurę w murze. Skupiłam się na stawianiu ostrożnie stóp, żeby się nie przewrócić.

-Ałaa...-jęknęłam przeciągle gdy tylko przeniosłam ciężar ciała na prawą nogę.
Przekładając lewą nogę usłyszałam chrzęst żwiru. Podniosłam raptownie głowę, zapominając o tym, że stoję na niesprawnej nodze i poleciałam w dół modląc się o delikatny upadek. Ktoś jednak złapał mnie za ramiona i podtrzymał.
-Nic ci nie jest?-ciepły, miękki, głęboki męski głos i piękny uśmiech zamigotały mi w umyśle.
Przywrócił mi właściwą postawę, a ja odsunęłam się raptownie i aż usiadłam na murku.
-A co ty tu robisz?
Uśmiech zgasł.
-Myślę.-mruknął i odsunął się ode mnie.
Wcisnął ręce głęboko w kieszenie spodni i opuścił głowę. Stanęłam na nogi i chciałam ruszyć dalej, usiąść na moim stałym miejscu i wyciągnąć mój skarb. Ledwie zrobiłam krok zaklęłam z bólu.
-Pomóc ci?-zapytał.
-Nie.-rzuciłam i śmiało ruszyłam naprzód.
Kiedy wreszcie dotarłam do wyznaczonego punktu ciężko opadłam na piach.
-Jestem Harry!-krzyknął.
-A ja Hermiona!-odkrzyknęłam.-Możesz już iść?!
-Może innym razem będziesz miała lepszy humor! Do zobaczenia!
-Nie będzie innego razu.-westchnęłam i zamknęłam oczy.

Odczekałam chwilę aż jego kroki ucichły. Usiadłam i wsunęłam rękę do kieszeni spodenek. Była tam. Wyciągnęłam pudełko od zapałek. Powoli wysunęłam szufladkę i wyjęłam z niej pobłyskującą srebrem żyletkę. Boże, jak dawno tego nie robiłam. Już niemal zapomniałam jak jej użyć! Przyłożyłam ostrze do skóry na nadgarstku i mocno docisnęłam. Popłynęła krew. Przesunęłam ją tworząc głębokie rozcięcie. Czerwona ciesz popłynęła cienkim strumyczkiem. Spływała w dół, kapała na udo i piach. Pomyślałam o Chadzie. Ty cholerny gnoju. Znów rozcięłam skórę. I znów popłynęła krew. Tak właśnie radziłam sobie z problemami. Kolejne cięcie i następne. Cholera, coś szło nie tak. Było zbyt dużo krwi. Ale mnie to nie zaniepokoiło. Liczyło się tylko uporanie z kłopotem. Cięłam dalej. Coraz szybciej. W końcu wszystko pociemniało i zaczęło się zamazywać. Świat wirował, a ja czułam się dobrze.

*********************************************************************************
No witam dziewczynki ! Jak się podoba? Pierwszy zwyczajowo-gniot. No bo czymś trzeba zacząć. Później może będzie lepiej ;p A to taki prezent ode mnie na dzień bloga i ostatnie minuty wakacji ;] więc kochane moje. Teraz poproszę, żeby w komentarzach pod tym rozdziałem pojawiły się także linki do waszych witrynek ;] i zachęcam was do odwiedzania blogów innych czytelniczek ;] idea dzisiejszego dnia trochę się nam rozszerzy, bo 5ciu wybrać nie potrafiłabym, gdyż znam zbyt wiele znakomitych opowiadań ;] także zapraszam was baaardzo serdecznie do komentowania i zostawiania adresów. Buziaczki :* Lex :* 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Prolog, czyli przywitajcie mnie wśród żywych.

Kiedy pierwszy raz cudem uniknęłam śmierci miałam niespełna 15lat. Byłam zakochana, pragnęłam jego bliskości. A on? O ironio... on mnie ignorował. Tamtego dnia szłam ulicą i obserwowałam jego kumpli. Tak, szłam za nimi. Owszem, śledziłam ich. Miałam torbę z książkami na ramieniu, telefon w dłoni. Nagle skręcili w jakąś uliczkę. Na myśl o tym, że mogłabym ich zgubić ogarnęła mnie panika. Wbiegłam na jezdnię. A potem było uderzenie. Huk. Ból. Krzyk. I ciemność...

Patrzyłam na to co się działo w sali. Ratownicy reanimowali moje ciało, a lekarze biegali dookoła udając, że się konsultują. Moje serce biło, ale zbyt słabo by utrzymać mnie przy życiu. Adrenalina? Nie w tym przypadku. Byłaby jak pętla na szyi wisielca. Defibrylator? Wyrwałby mojemu sercu resztkę mocy...

Wyszłam z sali. Towarzyszyły mi krzyki: Tracimy ją!
Na plastikowym krzesełku siedziała moja matka. Choć powiedzmy sobie szczerze, rodzicielka, bo tylko to miano jej przysługuje. Płakała w objęciach jakiejś drobnej pielęgniarki. Żałosne. Po co urządzała przedstawienie? Doskonale wiem, że zawsze jej we wszystkim przeszkadzałam, zawsze słyszałam tylko: Melody, daj mi wreszcie święty spokój. Czy mnie kochała? Absolutnie nie. I dawała mi to odczuć przy każdej możliwej sposobności.

Szłam dalej. Widziałam jak z ciał wydostawały się duchy. Niektóre szły za mną.
Gdzie ja tak właściwie jestem? Żyję?

Melody, chodź do mnie.
U szczytu schodów przed którymi stałam pojawiła się postać. Wysoki, szczupły latynos. Cholernie przystojny. Ruszyłam w jego stronę. Było w nim coś takiego, co kazało mi iść. Dzieliły nas ostatnie 4 schodki. Poczułam szarpnięcie w dół. Po chwili kolejne.

Obudziłam się w szpitalnym łóżku wzbudzając tym niemałą sensację. Wokół mnie wiło się mnóstwo kabli i wszelkiego rodzaju rurek. Nogę i rękę miałam w gipsie, na szyi kołnierz ortopedyczny. Przybiegli lekarze, zbadali mnie a potem jeden z nich zapytał:
-Wiesz co się stało?
Przytaknęłam.
-Opowiedz nam o tym.-zażądał.
Mówiłam i mówiłam. W końcu umilkłam.
-Czy to wszystko?-zapytał.
Odetchnęłam głęboko i popełniłam największy błąd w moim życiu. Wyjawiłam im szczegóły mojej duchowej wędrówki. Jeden z nich uśmiechnął się łagodnie. I od tego wszystko się zaczęło. Od jednego, łagodnego uśmiechu...

Psychologowie, psychiatrzy, terapeuci. Wmawiali mi, że to był sen. Że to nie miało prawa się zdarzyć. Ale ja wiedziałam swoje...

Teraz mam 18lat, 2 próby samobójcze na koncie, 3 miesiące na oddziale zamkniętym, moje ciało zdobi kilka  blizn, a w szkole uważają mnie za wariatkę. Jestem w ostatniej klasie i w tym roku pokażę na co mnie stać.

Witajcie w moim świecie. Witajcie w świecie bólu, cierpienia i smutku nieszczęśliwego dziecka. Witajcie w świecie Melody Hunter.

piątek, 10 sierpnia 2012

Info :)

Hejo ! . No tak sobie pomyślałam , że może by tak napisać wam coś od siebie... No więc , dziękuję wam za ten czas który poświęciłyście na czytanie tego opowiadania. Dziękuję za komentarze . W ogóle dziękuję za to że byłyście .

Postanowiłam, że za około 2 tygodnie zobaczycie blog w nowej odsłonie , z nowym opowiadaniem . Ciekawa jestem jak odbierzecie tę nową formę i zupełne przeciwieństwo obecnego opowiadania .

 Do napisania :)
Buziaki ,
Wasza Lex :*

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 52, czyli pożegnanie z bohaterami :)

-Gem? Musisz mi pomóc. Spotkajmy się za 10 minut w House of dreams.
-Harry? Co ty kombinujesz? Chyba nie...
-Tak. Właśnie tak. Będziesz? Proszę...
-Jasne. Jestem niedaleko.
-Świetnie. Widzimy się za 10 minut. Kocham cię.
-Ja ciebie też braciszku.
        Połączenie zakończone...
Wrzuciłem telefon do kieszeni, naciągnąłem na głowę kaptur i ruszyłem w stronę centrum.

-Tak, ten będzie idealny.-rzuciłem oglądając błyskotkę.-Daj rękę.
Chwyciłem Gemmę za nadgarstek i wcisnąłem jej pierścionek na palec.
-I jak?-zapytałem przyglądając mu się w skupieniu.
-Masz gust braciszku.-zaśmiała się.
-Pytam poważnie.-obracałem jej dłoń oglądając krążek z każdej strony.
-Jest prześliczny. Możesz być z siebie dumny.-pogłaskała mnie po włosach.
-Geeem...-jęknąłem i zdjąłem pierścionek z jej palca.-Wezmę ten.-podałem go sprzedawcy.

*kilka minut późnej, kawiarnia*
-Ech...-Gemma cicho westchnęła.
-Ym?-mruknąłem wyrwany z rozmyślań.
-Nie mogę uwierzyć w to, co planuje mój mały braciszek. Ani w to, że uczyni mnie ciocią. Podwójną ciocią.-uśmiechnęła się.-Chodź do mnie.
Przysunąłem się do niej, a ona mocno mnie przytuliła. Z telewizora wiszącego na ścianie dobiegł nas dzwięk zwiastujący wiadomości ze świata muzyki.
-Zobaczmy cóż ciekawego...-mruknąłem.

W oświadczeniu złożonym przez menadżerkę zespołu One Direction, które przedstawiliśmy wam dwa miesiące temu, dotyczącym najbliższej działalności chłopców, An Waver nawet słowem nie wspomniała o jakichkolwiek zmianach w otoczeniu 1D. Tymczasem Harry Styles niedawno opublikował na portalu społecznościowym Twitter zdjęcie, na którym przytula głowę do ciążowego brzucha jakiejś kobiety. Fanki pytają: O co chodzi? Harry zostanie tatą?
Sami chcielibyśmy wiedzieć. Czy pan Styles zostanie tatą w wieku 20lat? Czy w ciąży jest jego 19letnia partnerka, Alexis? Czy może jest to po prostu zdjęcie z ciężarną fanką? A może to jego siostra będzie mamą? Będziemy informować was na bieżąco, a teraz czekamy na reakcję zespołu.

-Harry?
Ton Gem nie zwiastował niczego dobrego.
-Taaak?-zapytałem niewinnym głosikiem.
-Ty sobie chyba żartujesz.-fuknęła i sięgnęła po telefon.-Nie wierzę.-sapnęła minutę później.
-W?-wtrąciłem cichutko.
-Czyś ty do reszty zgłupiał?! Alex wie?! No zwariowałeś, jak Boga kocham, zwariowałeś!-warczała.
-Wie. Wrzucaliśmy je razem.
Gemmę zamurowało.
-Że jak?-wykrztusiła.
-Zdecydowaliśmy, że je wstawimy. Za tydzień chcielismy poinformować o tym media.
-O zdjęciu?! Przecież oni sami się już dowiedzieli!-huknęła.
Kilka osób rzuciło nam nieprzychylne spojrzenia.
-Ciszej. Nie o zdjęciu, a o brzuszku.-usmiechnąłem się.-Nie patrz tak. An wie o wszystkim. Chłopcy też.
Z mojej kieszeni dobiegł nas dźwięk dzwonka. Wydobyłem aparat i rzuciłem okiem na wyświetlacz.
-Alex, odbiorę.-mrugnąłem do naburmuszonej siostry i odebrałem połączenie.-Tak kochanie?
-Pantoflarz.-Gemma nie potrafiła oszczędzić sobie odrobiny złośliwości.
Pokazałem jej język i sięgnąłem po pudełeczko z pierścionkiem.
-Widziałem kochanie... Tak... Na kawie... Z Gemmą. Niedługo będę.-mówiłem z uśmiechem przyglądając się krążkowi.-Jak się czujesz?... Jest ktoś z tobą?... Właśnie przyszedł? Byłaś sama? Przecież wiesz, że ci nie wolno... Kochanie, ale teraz to już nie przelewki. W każdej chwili może się zacząć... Dobrze, nie denerwuj się. Daj mi go na chwilę... Liam? Dobrze, że cię słyszę. Będę za pół godziny. Posiedzisz z nią?... Super. Dzięki stary. Narazie.
Schowałem telefon i spojrzałem na siostrę. Z jej twarzy zniknął złośliwy uśmieszek.
-Czemu tak patrzysz?-zapytałem.
-Harry, spoważniałeś.-rzuciła.-Stałeś się odpowiedzialny.
Wzruszyłem ramionami.
-Gem, daj spokój.-mruknąłem.-Przepraszam, ale muszę lecieć.-uciąłem rozmowę.
-No tak. Alex nie może być sama.-powiedziała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
-Nie złość się.-dotknąłem jej ramienia.
-Nie mam o co.-uśmiechnęła się.-Pa braciszku.-przytuliła mnie i pocałowała w policzek.
-Pa Gem.-odparłem.

                                                                              *
Kolacja którą zorganizował Harry była cudowna. Wszyscy świetnie się bawili. Kiedy na stole nie zostało już nic jadalnego chłopak zaprosił zebranych na film.
-Idźcie, a ja posprzątam.-wtrąciła Alex.
-Pomogę ci.-Harry nie pozostawił jej wyboru.
Kilka minut później wszyscy usłyszeli huk tłuczonego szkła. Czym prędzej rzucili się do drzwi. W holu stała Alex, a przed nią klęczał Hazza zbierając odłamki szkła.
Teraz albo nigdy-pomyślał Loczek i odłożył pozostałości talerzy na posadzkę.
-Alexis? Wiem, że to może nie najlepszy moment, ale musisz wiedzieć. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i bez maluchów. Alex, wyjdziesz za mnie?-mówiąc to wydobył pudełeczko i podał je dziewczynie.
Wszyscy wstrzymali oddech. Alexis ze łzami w oczach dotknęła brzucha, a potem wzięła od Harrego podarek.
-Och Harry. Tak. Oczywiście, że tak!-rzuciła mu się na szyję.

                                                                           * *
-O Boże. To już.-obudziłam się, czując, że pościel zrobiła się mokra.-Harry? Harry obudź się. Zaczęło się. Harry?-szarpałam Loczka za ramię.
-Coo?-otworzył oko.
-Zaczyna się.-szepnęłam.
-Co?! Jak to?!-zerwał się.-Przecież dopiero za tydzień miałaś iść do szpitala!
-Hazza, nie panikuj. Czasem tak się dzieje. Aaa!-krzyknęłam czując skurcz i chwytając się za brzuch.
-Alex?!
-Idź obudź któregoś z chłopców i mamę.-stęknęłam.
-Alexis? Ale ja nie mogę cię zostawić!-krzyknął.
-Ale porodu tutaj odebrać też nie możesz!-wrzasnęłam chwytając się za brzuch.
-O Boże. O Boże.-Harry nerwowo przeczesywał loki.
-Harry!-krzyknęłam.
-Tak. Jasne. Obudzić kogoś.-ruszył do drzwi a ja znów krzyknęłam.
W tedy jakby coś nim wstrząsnęło. Otworzył drzwi i wrzasnął:
-Alexis rodzi! Chłopaki! An! Aaa!-a potem zemdlał.
-Harry!-krzyknęłam.

                                                                        * * *
W samochodzie chłopakom udało się ocucić Hazzę. An zajmowała się Alex, a Liam kierował. Gdy dotarli do szpitala lekarze natychmiast zajęli się dziewczyną. 15 lipca, o 2:30 i 2:33 na świat przyszły bliźnięta Alexis Julie Waver i Harrego Stylesa.

                                                                      * * * *
Wszedłem na salę i zobaczyłem moją Alex trzymającą w ramionach dwa maleńkie zawiniątka. Kiedy podszedłem i spojrzałem na spokojne twarzyczki łzy napłynęły mi do oczu.
-Nasze maleństwa.-szepnąłem.-Nasze maleńkie Melody Darcy i Toby Larry.
Alexis uśmiechnęła się i podała mi synka.
-Witaj zuchu.-dotknąłem maleńkiego policzka.-Jak się masz?
-Dostał 10 punktów.-szepnęła.-Waży 3100 i ma 53centymetry.
-Dzielny chłopczyk.-delikatnie ucałowałem go w czoło i oddałem Lex.-Melody, chodź do tatusia.
Wziąłem na ręce moją córeczkę.
-Też dostała 10 punktów. Ale waży 2950 i ma 50 centymetrów.
-Brat nie pozwalał ci jeść?-zapytałem i pogładziłem ją po nosku.
Poruszyła się i położyła rączkę na moim palcu. To było najpiękniejsze uczucie.

Kiedy maluchy skończyły 4 miesiące Alex i Harry wzięli ślub. W tym samym dniu ochrzcili dzieciaki. Liam i Sara zostali chrzestnymi Melody, natomiast Louis i Gemma Toby'ego. Media i fanki gratulowały młodym rodzicom. W prezencie od fanów Harry często dostawał maskotki albo ubranka. Wszyscy uwielbiali maluchy. 
Jednego możemy być pewni. Ta dwójka ma najwspanialszą rodzinę. Rodzinę ONE DIRECTION.