czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział 47

Przez następny tydzień bacznie obserwowałem tych dwoje. Zauważyłem, że Alex faktycznie musi się bać Harrego. Na każdy jego gwałtowniejszy ruch, podniesiony głos czy cokolwiek, co mogło w jakiś sposób kojarzyć się z agresją reagowała drżeniem lub nerwowo podskakiwała. Coś niewątpliwie było na rzeczy i to ja musiałem się dowiedzieć co i natychmiast z tym skończyć. Nie sposób było nie zauważyć, że Alexis usługiwała Loczkowi, sprzątała po nim i trzymała się zawsze blisko któregoś z nas. Na przykład wczoraj przy kolacji siedziała niby między mną a Harrym, ale starała się usunąć z zasięgu jego ramion. Wieczorami po wyjściu z łazienki już nie przesiadywała z nami tak jak wcześniej, tylko kierowała się prosto do łóżka. Czasem zdawało mi się, że słyszę jej przytłumiony szloch. Ta sytuacja była nie do zniesienia. Musiałem przerwać te podchody. Postanowiłem z nią otwarcie porozmawiać. Nie musiałem długo czekać. Nasz bus właśnie zaparkował i Liam postanowił wyciągnąć nas do restauracji. Alex wykręciła się sprzątaniem, a ja migreną.
-Lex zajmiesz się Lou skoro i tak zostajesz?-zapytał Niall zakładając bluzę.
-Pewnie.-uśmiechnęła się lekko.
-W takim razie do zobaczenia.-pocałował ją w policzek.-Trzymaj się stary!
-Idźcie już, bo wszystko wam pozamykają.-Alex poprawiła Harremu sweterek.
-Dzięki skarbie.-pocałował ją w czoło.
Gdy podniósł rękę żeby ją objąć, gwałtownie schyliła się i zawzięcie obserwowała wykładzinę.
-Myślałam, że tu leży igła.-wyjaśniła.-Ale musiało mi się przywidzieć. No, zmykajcie już.
Wypchnęła ich na zewnątrz i zamknęła drzwi. Wydawało mi się, że na moment zapomniała, że tu jestem. Oparła się plecami o drzwi i ciężko westchnęła. Przymknęła powieki i stała tak przez chwilę. Potem otrząsnęła się i zaczęła zbierać rzeczy Harrego z podłogi. Teraz albo nigdy, pomyślałem.
-Alex?
-Tak? Potrzebujesz czegoś?-spojrzała na mnie.
Kilka kosmyków włosów opadło jej na twarz przysłaniając oczy. Odgarnęła je zręcznym ruchem.
-Nie, nie. Możemy pogadać?
-Jasne. Potrzebujesz pomocy?
-Nie. Znaczy ja nie. No...-zająknąłem się.
-Co się dzieje Lou?-wrzuciła ubrania do szafki i ruszyła w moim kierunku.-Mów o co chodzi.
Do kanapy pozostało jej kilka kroków. Gwałtownie zatrzymała się, a twarz wykrzywił jej grymas bólu. Zachwiała się i złapała ręką kant blatu kuchennego.
-Alex?-wstałem i podbiegłem do niej.-Alex?
-Już wszystko dobrze.-zacisnęła palce na mojej ręce.-Zakręciło mi się w głowie. To wszystko.
Przyjrzałem jej się uważnie. Była blada, miała podkrążone oczy i jakby szczuplejszą twarz. Że też wcześniej tego nie zauważyłem!
-Usiądź.-kiwnąłem głową w stronę kanapy.
-Dzięki.-uśmiechnęła się słabo.
Objąłem ją ramieniem i zrobiłem krok w przód.
-Lou, poradzę sobie.-znów się uśmiechnęła.
-Ach, no tak. Przepraszam.-puściłem ją.-To ja przyniosę wodę.

-Alexis, wszystko w porządku?-zapytałem, gdy 5 minut później siedzieliśmy na sofie popijając wodę z cytryną.
-Tak.-odparła zdziwiona.
-Niczego się nie boisz? Ktoś nie robi ci krzywdy?-brnąłem dalej. Gratulacje Lou. 5 młodszych sióstr, a ty dalej nie umiesz gadać z dziewczyną.
-Do czego zmierzasz?-Alex wyprostowała się.-Poczekaj. Nic nie mów.-dodała nim zdążyłem otworzyć usta.-Chodzi o Harrego? O nas?-skinąłem głową.-Lou posłuchaj.-odstawiła szklankę na stół.-Między nami jest wszystko w porządku. Może nie do końca umiem się dostosować do trybu trasy i do tych milionów fanek które chcą autografów i zdjęć. Może nie mogę się przyzwyczaić do tego, że w ciągu jednego dnia jego ręce dotykają tysięcy dziewczyn. Może nie tak wyobrażałam sobie bycie z Harrym. Może ja po prostu  chciałabym, żeby on mnie przytulił i żebym nie musiała w tedy czuć mieszanki różnych zapachów damskich perfum.-westchnęła cicho.-Ja po prostu chciałabym mieć go przez jeden dzień znów tylko dla siebie. Ale on jest gwiazdą. I muszę się z tym pogodzić.-oczy zaszły jej łzami.
-Och Lex.-objąłem ją i mocno przytuliłem.
-Lou...-szepnęła.
-Wiem, że jest ci ciężko. Przepraszam, że dopiero teraz zdobyłem się na rozmowę.
-Nie Lou. Jest ok.
-Nie Alex. Nie jest. Jest mi strasznie głupio, bo myślałem, że...-zawiesiłem głos.
-Że?
-Że Harry cię bije.-dokończyłem cicho.
Zapadła cisza, a po chwili Alex wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Że co myślałeś?
-Nie śmiej się ze mnie. Martwiłem się o ciebie.
-Ależ Lou. Cieszę się, że się martwiłeś, bo to oznacza, że się o mnie troszczysz. Ale niepotrzebnie się zamartwiasz. Możesz mi wierzyć, że gdyby on mnie bił, już dawno by mnie tu nie było.-uścisnęła moją dłoń.
-Wiem Alex. Przepraszam.-cmoknąłem ją w policzek.
Zadziwiała mnie dojrzałość tej dziewczyny. Przecież miała 17 lat, a czasem zachowywała się jakby miała co najmniej 25.
Jeszcze trochę rozmawialiśmy o jakichś głupotach. Totalny bezsens. Pogoda, robienie kanapek, sprzątanie. Tematy godne prawdziwych intelektualistów.
-Lou, ty naprawdę źle się czułeś?-zapytała w końcu.
-Nie. No może trochę.
-Tak myślałam.-uśmiechnęła się.-To może położysz się i odpoczniesz? Przyda ci się. A ja skończę sprzątanie.
Chciałem zaprotestować, ale jej spojrzenie mówiło, że nie mam szans.
-Ok.-westchnąłem.

*Alex*
Wstałam i przyniosłam koc. Rzuciłam Lou poduszkę, nakryłam go i wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia. Pozbierałam koszulki, swetry, czapki i spodnie. Kurde, miałyście kiedyś w domu 5-ciu podobnie ubierających się facetów? Nie? To nie zrozumiecie co oznacza sprzątanie ich ciuchów.
-Louis, to jest twoje czy Nialla?-odwróciłam się pokazując mu spodenki.
Jednak nie dane mi było uzyskać odpowiedź. Tommo spał jak mały chłopczyk, ściskając w dłoni róg koca. Uśmiechnęłam się do siebie. Dokończyłam sprzątanie i zarzuciłam na plecy bluzę. Nie wiedziałam, gdzie jesteśmy, ani czy fanki stoją przed busem. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Było pusto i cicho. Staliśmy na jakimś parkingu w lesie. Rozejrzałam się. Były tu tylko dwie drogi. Jedna zamieniała się w wąską ścieżkę wiodącą do lasu, a druga biegła w stronę miasta. Decyzja była niezwykle prosta. Idę do lasu.

Ścieżka wiła się jak wąż. Najpierw łagodnie opadała w dół, a potem prowadziła pod górę. Szłam już dłuższą chwilę i coraz bardziej zagłębiałam się w las. Po jakiś 20 minutach intensywnego marszu dotarłam na wielką polanę. Na wprost mnie niebo stykało się z ziemią, co było dość osobliwym zjawiskiem, a kilka metrów od tego punktu styczności stał drewniany stół piknikowy z dwoma ławeczkami. Ruszyłam w jego kierunku. Każdy krok sprawiał, że czułam się jakoś dziwnie. Od stolika dzieliło mnie zaledwie 5, może 6 metrów. Usłyszałam szum. Ale nie był to szum traw czy koron drzew. To był szum morza. Wzięłam głęboki wdech i dopiero teraz poczułam intensywny zapach morskiej wody. Zrobiłam kilka kroków i zorientowałam się, że jestem na szczycie klifu. Jak okiem sięgnąć rozciągała się istna pustynia błękitu, raz po raz poprzecinana białymi grzbietami fal. Wstrzymałam oddech podchodząc do krawędzi. Kilka drobnych kamyków osunęło mi się spod stopy. Spojrzałam w dół. Spienione fale rozbijały się o skalisty brzeg. Cofnęłam się.

Usiadłam na blacie stołu, a stopy postawiłam na ławeczce. Znów poczułam ten ból. Ciaśniej otuliłam się bluzą i objęłam rękami piszczele. Ten ból. On nie dawał mi o sobie zapomnieć. Wbiłam wzrok w lazurowe niebo. Tak, to zdecydowanie było idealne miejsce, żeby w spokoju pomyśleć nad wydarzeniami ostatnich dni. Musiałam to jakoś ogarnąć i zaprowadzić w moim życiu porządek.

*********************************************************************************
No i proszę, wyrobiłam się. Jednak wyjeżdżam jutro, więc postanowiłam, że sprawię wam drobną niespodziankę. Jak się podoba? Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań. A teraz dobranoc i miłej majóweczki :*
Buziaki :* Lex :*

Rozdział 46

-No i co narobiłeś?-rzuciłem wściekle, pół żartem, pół serio.
-Ja?! A co ja znowu zrobiłem?-Lou podrapał się po głowie.-No chyba nic jej nie jest, nie? Alex? Aleex? No gdzie ty jesteś?-zaczął podnosić kołdrę, żeby odszukać Lex.
Nie był to duży problem, bo łóżko było naprawdę małe. Ale oczywiście nasz Tommuś miał z tym nie lada problem. Zaplątał się w kołdrę i ściągając ją z nas wrzeszczał, że widzi ciemność, że umiera. Zaczął się zataczać, a gdy w teatralny sposób legł na podłodze krzycząc: Umieram! Umieram! Umarłem!, Alex wychyliła się zza mnie patrząc na jego "pośmiertne" konwulsje. Żaden z chłopaków nie przejął się popisem Lou, bo takie rzeczy podczas trasy były na porządku dziennym. Zawsze któryś z nas odstawiał szopkę. Kiedyś Liam wepchnął sobie chrupki serowe do dziurek od nosa i udawał Sida z Epoki Lodowcowej... Ale wróćmy do rzeczywistości. Alexis chyba trochę się przejęła, bo zerkała raz na niego, raz na mnie z lekkim przestrachem.
-Nie przejmuj się.-przytuliłem ją i szepnąłem wprost w jej szyję.-Odżyje w najmniej odpowiednim momencie.
Zasunąłem zasłonkę i klęknąłem nad Alex. Dłonie oparłem po obu stronach jej głowy i delikatnie musnąłem jej policzek. Powoli schodziłem niżej. Szyja, obojczyki, dekolt, piersi. Chciałem, żeby poczuła moją miłość, tak czystą i silną jak wodospad Niagara, a nie tylko bezgraniczne pożądanie. Dżizas, ależ się zrobiłem sentymentalny! Zacząłem zsuwać z niej bluzkę.
-Nie Harry.-zatrzymała moją dłoń.-Nie przy nich.
Kiwnąłem głową i powiedziałem:
-Wiem. Ale gdy zacznę cię rozbierać Lou wsadzi tu swój wścibski nos. Wiesz, że ma dar do wchodzenia w nieodpowiednim momencie.
Zachichotała.
-Wiem. Na czym skończyliśmy?
-Och, chyba na tym.-rzuciłem i namiętnie ją pocałowałem.
Zarzuciła mi ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Miałem wrażenie, że zbyt mocno ją przygniatam, więc delikatnie się uniosłem. Znów zsunąłem usta w dół i całowałem ją po szyi. Tym razem zrobiłem to z większą pasją, silniejszą namiętnością i kuszącą delikatnością. Wysunąłem czubek języka i przesunąłem nim po jej szyi, od obojczyka aż do ucha. Wzdrygnęła się i cicho zajęczała.
-Chcesz więcej?-zapytałem tonem, który mi się nie spodobał. Brzmiałem jak jakiś pieprzony zboczeniec, który myśli tylko tym co ma w spodniach. Zawsze gardziłem takimi typami. Pięknie Styles, coraz lepiej.
-A wy tu co? Ja tam umarłem, a wy się obściskujecie?!-oburzony Louis wcisnął głowę między zasłonkę a ściankę.-I to beze mnie? O nie.-niemalże warknął. Przysięgam, że to brzmiało jak warknięcie wściekłego pitbula.
-Co ty wyprawiasz?-zapytałem Boo, który właśnie usiłował wleźć do nas.
-Zamierzam uzyskać trochę miłości. Mi też się coś należy za to, że musiałem cię jej oddać.
Wcisnął się między nas. Widziałem lekkie zmieszanie Alex, ale w końcu Lou był moim przyjacielem. Mogłem mu pozwolić na takie zachowanie.
Nagle wpadł mi do głowy idiotyczny pomysł. Może by tak mały trójkącik?
-Alex, Lou? Co powiecie na odrobinę odwagi?-patrzyli na mnie nierozumiejącym wzrokiem, więc tłumaczyłem-Pójdźmy o krok dalej. Bądźmy niegrzeczni. Chociaż raz nie bądźmy idealni.
-Co rozumiesz przez "krok dalej"?-Alex niepewnie patrzyła mi w oczy.
Niemalże mogłem w nich dostrzec strach przed seksem z nami.
-Nic wielkiego. Nie chcę byśmy ze sobą spali. Nie w TYM sensie. Po prostu pozwólmy sobie na więcej.
Pocałowałem ją. Ten drobny gest miał ją uspokoić. Chyba podziałało.

*Alex*
Dzięki szatańskiemu pomysłowi Harrego twarz Lou znalazła się bardzo blisko mojej twarzy. Niepewnie patrzyłam na jego usta, oczy, szyję. Dotknęłam palcami jego warg. Były miękkie i ciepłe. Drugą dłonią ściskałam palce Hazzy. To poniekąd dodawało mi odwagi. Zamknęłam oczy i poczułam jak usta Lou dotykają moich ust. To było przyjemne. Delikatnie całował moje drżące wargi i czekał, aż dopasuję je do jego tempa i sposobu całowania. Gdy mi się to udało poczułam jego język delikatnie wsuwający się do moich ust i dotykający mojego języka. Mój mózg natychmiast chciał więcej. Chyba zwariowałaś, pomyślałam. Lou odsunął się i cicho zapytał:
-Podobało ci się?
-Mogę dostać więcej?-nie kontrolowałam się.
Znów stopiliśmy nasze wargi. Tym razem było mocniej, namiętniej. Silniej przeżyłam dotyk jego ciała. Z każdą chwilą drżałam coraz bardziej. Odsunęłam się i wpiłam usta w usta Harrego. Jego pocałunki zawsze były wypełnione emocjami. Co nie znaczy, że Lou całował beznamiętnie. Ale z Harrym było inaczej. W tym jednym poczułam ogromne zaufanie. Nie wiem czemu zrobiłam to co później nastąpiło.
Rozpłakałam się, a raczej łzy spływały mi po policzkach. Nie było szlochu, urywanych zdań, przyśpieszonego oddechu. Nic. Zeskoczyłam z łóżka i pognałam do chłopców. Siedzieli na kanapie i grali w karty. Wepchnęłam się na kolana Nialla i wtuliłam w jego ciało.
-A tobie co?-Zayn przyglądał mi się.
-Stęskniłaś się za wujciem Niallem?-Liam miął w palcach kawałek kartki.
Milczałam.
-Dajcie jej spokój. No już kochanie.-blondyn objął mnie delikatnie i pogłaskał po plecach.-Nie płacz.
Wpatrywałam się w wejście. Czekałam na pojawienie się tych dwóch młotków. To co się stało, to było coś dziwnego i nigdy nie powinno mieć miejsca. Na co ja się w ogóle zgodziłam? Na jakiś pieprzony trójkącik z moim chłopakiem i jego przyjacielem? A co będzie następne? Nagramy to?
-Alex!-Irlandczyk delikatnie mną potrząsnął.
-Yyy co?-mądrością powalałam pozostałych na kolana.
-Podasz mi colę z lodówki? Ewentualnie możesz mnie wypuścić...-dodał napotykając moje spojrzenie.
Wstałam i przepuściłam go. Klapnęłam na bardzo wygodny fotel przy oknie i oparłam głowę o szybę. Co ja tu w ogóle robię? Siedzę sobie w tourbusie One Direction, jestem dziewczyną jednego z nich i całowałam się już z trzema członkami zespołu. Cudownie. Dziewczyno, co ty wyrabiasz? Masz jakieś problemy ze sobą? Chcesz ich wszystkich zaliczyć czy jak? No nie ma co. Coraz lepiej.
-Ej, wszystko w porządku?-Zayn kucał przede mną.
-Tak. W najlepszym.-uśmiechnęłam się sztucznie.
-Na pewno? Masz smutne oczy. Coś z Harrym?-jego oczy mówiły same za siebie: "Znowu?".-Właśnie, gdzie on jest?-rozejrzał się.
-Z Lou. Nie, wszystko gra.-widząc jego spojrzenie dodałam-Naprawdę.
-Martwię się o ciebie.
-Niepotrzebnie.-pogłaskałam go po policzku.
Przytrzymał moją dłoń. Poczułam jak wzdłuż kręgosłupa przebiega mnie dreszcz. Patrzył mi głęboko w oczy. Odwróciłam głowę.
-Nie wiem co my byśmy zrobili, gdyby coś ci się stało.-szepnął.
-Zawsze może potrącić mnie rower, albo wózek ze sprzętem, nie?-spróbowałam rozluźnić atmosferę.
-Przestań. Mówię poważnie.-przysiadł na oparciu, tuż obok mojej ręki.
-Ja też. Całkiem poważnie.-roześmiałam się.-Zayn, daj spokój. Przy was nic mi nie będzie, prawda?
Pokiwał głową. Przytuliłam głowę do jego boku. Natychmiast zaczął głaskać mnie po policzku.
-Pięknisiu?
-Nom?
-Czemu DJ Malik nie zaszczycił mnie jeszcze wspólnym tańcem? Com? Mam się obrazić?
-Absolutnie. Poczekaj.
Podszedł do ściany i otworzył szafkę. Coś tam poszperał i po chwili z głośników popłynęło Rio de Janeiro Michael Mind Project .
-Mogę prosić?-wyciągnął do mnie rękę.
Chwyciłam ją z uśmiechem. Przyciągnął mnie do siebie i rozpoczęliśmy bardzo zmysłowy taniec. Jego ręce wędrowały po moim ciele. Ocierał się o mnie. Ja nie pozostawałam mu dłużna. Stanęłam tyłem do niego i założyłam mu ręce na szyję. Poruszałam biodrami i świetnie się przy tym bawiłam. Usłyszeliśmy śmiechy i w chwili gdy nasze nosy się dotykały, a lekko rozchylone usta dzieliły milimetry, do pokoju weszli Louis i Harry.
-Co tu się dzieje?!-Harry był zaskoczony.
-Ktoś musiał zająć się twoją dziewczyną gdy ty baraszkowałeś z Lou.-Laluś wypuścił mnie z objęć i wyłączył muzykę.
-Zayn i ja tylko tańczyliśmy.-wyjaśniłam spokojnie i podeszłam do Loczka.-Jak było?
Gdy położyłam mu ręce na piersiach zadrżał. Jego spojrzenie nagle stało się twarde, a na twarz wpełzł grymas obrzydzenia.
-Śmierdzisz Zaynem.-warknął.
-Dzięki Stary! Miło mi!
-Harry! Tak nie można.-patrzyłam mu w oczy.
-Ale tak można było?-złapał mnie za nadgarstki.
-Harry to boli.-szepnęłam przerażona.
-Bo ma boleć.-rzucił i odepchnął mnie z całej siły do tyłu.
Usiłowałam utrzymać się w pionie machając rękami. Nogi odmówiły współpracy i runęłam na podłogę. Upadając uderzyłam głową o coś twardego. Myślę, że był to kant stolika. Zobaczyłam gwiazdki i poczułam pod sobą twardą podłogę. Zdążyłam jeszcze jęknąć, a powietrze przeszył krzyk Nialla:
-Alex!

*Niall*
Leżała na podłodze z półprzymkniętymi powiekami. Zayn stał oszołomiony, Louis patrzył z niedowierzaniem, Liam szedł tuż za mną, więc nie widziałem jego twarzy, a Harry stał w miejscu z nieprzytomnym spojrzeniem.
Widziałem co zrobił Hazza. Co w niego wstąpiło? Podbiegłem do niej i padłem na kolana. Odgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów.
-Alex? Alex słyszysz mnie?-poklepałem ją po policzku.
Natychmiast tuż obok mnie, jakby wybudzeni z letargu, pojawili się Liam, Lou i Zayn. Pakistańczyk podniósł ją i ułożył na łóżku. Lou próbował ją ocucić. Loczek stał w tym samym miejscu co przedtem. Teraz na jego twarzy malowało się przerażenie. Był blady, oczy miał wielkości spodków od filiżanek. Podszedłem do niego i kładąc mu rękę na ramieniu zapytałem:
-Harry? Wszystko dobrze?
Zamrugał i rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Żyje?-wyszeptał.
-Oczywiście. Cóż to za pytanie.
-Mogłem ją zabić.
-Ale nie zabiłeś. Chociaż mogłeś...
-Co?
-Uderzyła głową o oparcie od fotela. Gdyby to był stół, pewnie by umarła na miejscu...
-Nie.-powiedział ledwie dosłyszalnym głosem i powoli ruszył do chłopaków.
Zayn zastąpił mu drogę.
-Ochłoń. Nawet się do niej nie zbliżaj dopóki nie ochłoniesz.-wycedził przez zęby.
-Zayn.-jęknął błagalnie.
-Nie Harry. Uderzyłeś ją. A takich rzeczy się nie robi. Nie kobiecie.-odwrócił się na pięcie i wrócił do pozostałych.
Harry podszedł do najbliższej ściany i oparł się o nią plecami. Podszedłem do niego i stanąłem przed nim.
-Hazza?
Podniósł powieki, które ukazały smutne oczy i przytulił się do mnie.
-Oj Harry. Rozrabiako ty mój.-pogładziłem go po plecach.
-Niall ja nie wiem co się stało. Ja nie wiem jak. Nie chciałem. Nigdy nie...przecież wiesz.-zapłakał.
-Wiem. No już.
Zerknąłem na pozostałych. Patrzyli na nas ze zdziwieniem? Tak, to chyba było zdziwienie.

*Louis*
Byłem w ciężkim szoku. Jak Harry mógł to zrobić? Kurdę, co w tego chłopaka wstąpiło?
-Louis?-usłyszałem cichy szept.
Spojrzałem na Alex. Patrzyła na mnie lekko nieprzytomnie.
-Alex.-pogłaskałem ją po policzku.
-Gdzie Harry?-w jej głosie pobrzmiewała nutka strachu.
-Tam. Jak się czujesz? Boli cię coś?-delikatnie chwyciłem jej palce.
-Nie. Może trochę głowa.-stęknęła.
-Przepraszam cię za niego. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje.
-Cii. Nie, to moja wina. Sprowokowałam go.
-Przestań. To nie była twoja wina. Nie masz prawa tak mówić ani nawet myśleć. Harry zgłupiał.
Wykrzywiła usta w coś na kształt uśmiechu.
-Aniołku.-szept Harrego przebił się nad moim ramieniem.
Alex zadrżała i ścisnęła moją dłoń. Chciałem wstać, ale jej spojrzenie niemal błagało żebym został.
-Czy ty jesteś normalny?-zagadnąłem ze złością.
-Lou proszę. Daj mu spokój.
-Nie jestem. Zwariowałem.-odparł i uklęknął przy łóżku.-Nie broń mnie. Mogłem ci zrobić prawdziwą krzywdę. Alex przepraszam.
-Zwykłe przepraszam tu nie wystarczy.-mruknąłem.
Położył głowę na kanapie i pocałował jej dłoń.
-Proszę przestań.-głos jej drżał.-To był wypadek.
Patrzyłem na nich z uwagą. Widziałem, że strach nie zniknął ze spojrzenia Alex. I w tedy odkryłem tę jakże banalną prawdę. Alexis po prostu bała się Harrego. Tylko czemu wcześniej tego nie zauważyłem? Czyżby przestraszyła się go dopiero teraz? Tak, zdecydowanie tak. Inaczej dzień wcześniej by z nim nie spała...

*********************************************************************************
Siemka !. Uznałam, że zamiast odpisywać w komentarzu, po prostu dodam kolejny rozdział. I tak oto macie 46. Moje kochane dziewczynki piszące egzaminy: jak wam poszło? Trzymałam za was mocno kciuki i mam nadzieję, że nie na darmo :) ! . A teraz smutna (?), bynajmniej dla mnie, wiadomość: Nie mam bladego pojęcia kiedy wstawię kolejny rozdział. Na pewno nie będzie to w majowy weekend. Wyjeżdżam w sobotę rano a wrócę dopiero 7 maja, więc analogicznie nie macie co liczyć na 47 w majówkę. Być może, ale niczego nie obiecuję, wstawię w czwartek lub piątek. Dziękuję tym, które pod ostatnią notką pisały różne rodzaje komentarzy, mające na celu podtrzymanie mnie jakoś na duchu. Pomogło.
Buziaki :* i do nn-ki :* Lex.