niedziela, 20 maja 2012

Rozdział 48

Zanim przeczytacie to ja się usprawiedliwię . Nie z mojej winy rozdział się nie pojawił . Byłam wczoraj na imprezie, a rozdział miała dodać moja rodzicielka . Już nie raz to robiła, więc nie miałam oporów, żeby pozostawić to zadanie w jej rękach . Jednak wciśnięcie przycisku "opublikuj" zdecydowanie wykracza poza kompetencje mojej mamusi. Dzięki jej bystrości usunęła mi cały rozdział, w efekcie czego muszę go przepisać jeszcze raz. Nawet nie wiecie jak się poczułam kiedy otworzyłam bloga gotowa poczytać wasze komentarze a tu ch*j, 48 wgl nie ma -.-  Ech , no trudno . Zapraszam do czytania :

*********************************************************************************
-Gdzie ona się do jasnej cholery podziewa?-Harry po raz tysięczny nerwowo obszedł pokój.-Zaczyna się ściemniać.
-Harry, nie głupiej.-rzuciłem.-Na pewno zaraz wróci.
-Jasne. Na pewno zaraz wróci.-powtórzył.
Siedzieliśmy bezradnie patrząc po sobie. Co innego mogliśmy zrobić? Sięgnąłem po butelkę stojącą za mną. Odkręciłem korek, a woda eksplodowała zalewając mi spodnie.
-Kurwa!-wrzasnąłem.-Co za idiota zamienił mi wodę?!
Odpowiedziałam mi salwa śmiechu.
-No ależ to zabawne.-parsknąłem sarkastycznie.-Rzeczywiście.
-Łap.-Zayn rzucił mi ręcznik wciąż krztusząc się ze śmiechu.
-Idioci.-mruknąłem wycierając się.

*Harry*
-Róbcie co chcecie. Ja idę jej poszukać.-rzuciłem, złapałem kurtkę i wybiegłem na zewnątrz.
Instynktownie pobiegłem do lasu.

Ścieżka wiodła pod górę. Zatrzymałem się usiłując złapać oddech. Ona musi tam być. Czuję to. Powoli ruszyłem przed siebie.
-Harry! Harry, zaczekaj!
Gwałtownie stanąłem i odwróciłem się. Boo podbiegł do mnie.
-Jezu.-wydyszał opierając rękę na moim ramieniu.-Nie mogę. No nie mogę.
Cierpliwie czekałem aż Louis zacznie normalnie oddychać. W końcu zapytałem:
-Co ty tu robisz?
-Harry, muszę ci o czymś powiedzieć.
Zbladłem. Tommo miał kamienny wyraz twarzy.
-Czy coś...? Czy ona....?-wyjąkałem.
-Nie, nie, spokojnie. Posłuchaj mnie uważnie. Chodzi o to, że Alexis sobie nie radzi.
Spojrzałem na niego pytająco.
-Nie radzi sobie z trasą. Z jej trybem, z tym, że rzadko jesteście razem. Ona za tobą tęskni Harry. Znów chciałaby mieć cię tylko dla siebie.
-Tęskni?-powtórzyłem.
-Tak. Ona tęskni za spokojem, za twoją uwagą, czasem który spędzaliście razem.-Lou westchnął.-Alex bardzo cię kocha.
Patrzyłem na niego ogłupiały. Chłopak znów westchnął i cierpliwie tłumaczył mi wszystko na nowo. W końcu kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. Boo uśmiechnął się szeroko, klepnął mnie w ramię i ruszyliśmy na poszukiwania Alex.

Kiedy stanęliśmy na szerokim szczycie klifu od razu ją dostrzegłem. Siedziała na ławeczce przy stoliku i kołysała się na boki. Ruchem ręki pokazałem Louis'emu żeby został, a sam pobiegłem w jej stronę.
-Kochanie.-szepnąłem stając przed nią.-Aniołku.
Kucnąłem i delikatnie dotknąłem jej kolana. Podniosła głowę i jej twarz rozjaśnił uśmiech.
-Harry.-wychrypiała podnosząc się.
Natychmiast wstałem i już po chwili otulałem ją ramionami.
-Jak dobrze, że jesteś.-mruknęła.-Jak dobrze, że już jesteś.
-Jestem kochanie.-powiedziałem.
-Przy tobie mniej boli, wiesz? Kiedy mnie przytulasz przestaje boleć.-mamrotała.
-Boleć?-zdziwiłem się.-Alexis, co cię boli?-zapytałem.
-Już nic. Już przestało.-szepnęła i po chwili jej ciało stało się zupełnie bezwładne.
-Alex!-zacisnąłem ramiona żeby nie upadła.-Alex! Słyszysz mnie?! Cholera.-zakląłem.-Louis! Karetka! Zadzwoń na pogotowie!-wrzeszczałem biorąc ją na ręce.
Ruszyłem w kierunku zdezorientowanego przyjaciela. Kiedy byłem już na tyle blisko by móc go usłyszeć Lou zapytał:
-Co jej się stało?
-Louis, do jasnej cholery, nie osłabiaj mnie! Dzwoń po tą karetkę!-wrzasnąłem.
Zaczynałem panikować. Nie wiedziałem co się dzieje z moją dziewczyną. Bez zastanowienia ruszyłem ścieżką w dół. Boo wiernie dotrzymywał mi kroku przez cały czas próbując połączyć się z pogotowiem.
-No co jest z tym cholernym zasięgiem?!-nasz przyjaciel był nie mniej zdenerwowany niż ja.-Zawsze gdy jest potrzebny to akurat znika!
-Lou, do tego rodzaju połączeń nie potrzebny ci zasięg!-fuknąłem.-Skup się i zadzwoń na to pieprzone pogotowie! Błagam!
Moja panika przeradzała się w histerię. Zacząłem szybciej oddychać i przyśpieszyłem kroku. Czułem i zachowywałem się jak w transie. W końcu zaczęła do mnie docierać rozmowa Lou z dyspozytorem.
-Dziewczyna, 17lat. To moja przyjaciółka. Nie wiem, po prostu zemdlała. Czy coś mówiła? Nie wiem. Harry, mówiła coś?-zapytał zakrywając dłonią mikrofon.
-Powtarzała coś o bólu.-wydyszałem.
-Mówiła coś o bólu.-Tommo przekazał rozmówcy moje słowa.-Nie wiem co, mówiła po prostu coś o bólu. Nie, przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Dobrze, tak, Louis Tomlinson. Już podaję.
Dalszej części rozmowy już nie usłyszałem, bo Lou się zatrzymał. Ja nie mogłem czekać. Między drzewami majaczył mi zarys tourbusa.
-Kochanie, już niedaleko.-szepnąłem do nieprzytomnej Lex.

Kiedy wychodziłem z lasu dogonił nas Louis.
-Karetka już jedzie. Zaraz tu będą.-wysapał.-Harry? Czy Alexis bierze na stałe jakieś leki?
Pokręciłem przecząco głową. Nie brała nigdy żadnych leków. Przynajmniej odkąd byliśmy razem.
-Aha. Dobrze. Bardzo dobrze.-mruknął.
Ułożyłem Alex w cieniu rozłożystego dębu. Jej głowę wciągnąłem na swoje kolana. Spojrzałem na jej bladą twarz, zamknięte oczy i lekko zapadnięte policzki. Dotknąłem palcem jej brody i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo schudła.
-Jezu Chryste, Pasterzu z Judei.-wyszeptałem.-Kochanie, pogotowie już jedzie. Zaraz się tobą zajmą.
Cały czas głaskałem ją po włosach. Lou chodził w kółko kręcąc głową. W końcu usłyszeliśmy syrenę.
-Zaraz będą!-Tommo doskoczył do nas i klęknął przy Alex. Chwycił jej dłoń i głaszcząc ją mówił-Nie umieraj Alexis. Nie umieraj. Zaraz ci pomogą. Ty musisz żyć. Dla nas wszystkich. Musisz.
Słuchałem tego ze stoickim spokojem. Jednak gdy zobaczyłem karetkę podjeżdżającą do nas nie wytrzymałem i krzyknąłem:
-Louis, do cholery, zamknij się! Zamknij tę swoją cholerną buźkę i nic już nie mów!
Chłopak zamilkł. Sanitariusze podbiegli do nas, pobieżnie zbadali A.J. i zabrali ją do szpitala. Wciąż siedziałem pod drzewem. Nie czułem nic. Ani złości, ani smutku. Byłem pusty. Nie reagowałem na pytania, na krzyki. Nawet chłopcy którzy wybiegli zobaczyć co się dzieje nie zrobili na mnie wrażenia.
-Harry, musisz zawiadomić An i Stepsa.-Zayn delikatnie dotknął mojego ramienia.
Kiwnąłem głową i machinalnie wyciągnąłem telefon. Wpisałem numer i zadzwoniłem. Po sekundzie rozległ się dzwonek Lou. Chłopak wyjął aparat z kieszeni, spojrzał na ekran, a potem podszedł do mnie i rzucił:
-Stary, popieprzyło cię?
Wzruszyłem ramionami i schowałem telefon.
-Nic z tego. Ja zadzwonię do An, a wy jedźcie do szpitala.-Liam wyciągnął z kieszeni kluczyki i rzucił je Louis'emu.
-A ty?-zapytał Niall.
-Dojadę taksówką. No jazda.-machnął ręką i zniknął we wnętrzu busa.
-Ok.-Nialler odwrócił się do mnie i powiedział-Wstawaj chłopie. Jedziemy do twojej ukochanej.
Bez oporów władowałem się do auta i zapiąłem pas. Siedziałem cicho aż do momentu wejścia do szpitala.

*********************************************************************************
I co wy na to? Przetrzymam was z Alex. A co. :) Widziałam takie komentarze w kontekście: zostawiłam was, przestałam kochać itp. ABSOLUTNIE !!! Kocham was cały czas, nie zapomniałam, nie przestanę pisać bez wcześniejszego uprzedzenia. Nie mogłabym was tak potraktować. A to że tak długo milczałam to wina tego, że miałam kłopoty z internetem. Ale jak na razie jest ok. (tfu tfu żeby nie zapeszyć). No to do nn-ki dzióbki :* Lex :*