Tak jak obiecałam . Rozdział 50 przed wami . Przypominam o ankiecie ! Lex :*
*********************************************************************************
-Utrzymajcie ją w śpiączce.-poleciłem wychodząc.
Cicho zamknąłem drzwi i ruszyłem do dyżurki. Wciąż czekałem na matkę Alexis. Wiedziałem już co dolega jej córce.
-Dave? Pani Waver do ciebie.-Carmen wychyliła się zza regału.
-Świetnie. Poproś ją.
Chwilę później moim oczom ukazała się całkiem ładna, na oko 45letnia i łudząco podobna do córki kobieta. Miała zaczerwienione oczy i chusteczkę w dłoni.
-Proszę, niech pani usiądzie. Musimy porozmawiać.
-Co z moją córką?-zapytała zajmując miejsce.
Wziąłem głęboki wdech.
-Musi mi pani powiedzieć, czy córka przyjmuje na stałe leki o silnym działaniu uspokajającym?
Kobieta otworzyła szeroko oczy.
-Nie. Absolutnie. Alex nigdy nie przyjmowała na stałe żadnych leków.-zaprzeczyła energicznie kręcąc głową.
-Na pewno?
-Panie doktorze, wiem co mówię. Znam moją córkę.
-Rozumiem.-pokiwałem głową.-Więc to co pani teraz usłyszy może wydać się absurdalne.
-Słucham?-przerwała mi.
-Cóż.-splotłem palce i położyłem dłonie na biurku.-Alexis przedawkowała leki uspokajające. W jej krwi wykryliśmy ich bardzo duże stężenie. W efekcie jej organizm nie mogąc poradzić sobie z nadmiarem szkodliwych czynników przestał działać prawidłowo. Doszło do nieznacznych uszkodzeń wątroby i żołądka, ale bezpośrednio nie zagraża to życiu pani córki.-zakończyłem.
Matka dziewczyny siedziała nieruchomo wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili wyszeptała:
-To niemożliwe.
-Bardzo mi przykro pani Waver.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
-Czy to będzie miało jakieś poważne skutki?-zapytała ocierając oczy.
-Nie wiem. Na razie utrzymujemy ją w stanie śpiączki farmakologicznej. Do dalszych działań niezbędna będzie pani zgoda.
-Zgadzam się. Zgadzam się na wszystko co pomoże mojej córce.
Podsunąłem jej dokumenty do podpisu. Przeczytała je i złożyła podpis.
-To wszystko co mogłem pani powiedzieć.-rzuciłem.-Obiecuję zrobić co w mojej mocy, aby Alexis wydobrzała.
-Dziękuję. Liczę na pana.-odparła.
Wstała, wzięła do ręki torebkę i udała się do drzwi.
-Czy mogę ją zobaczyć?-zapytała trzymając dłoń na klamce.
-Oczywiście.-wstałem i podszedłem do niej. Wyszliśmy na korytarz.-Siostra Meghan panią zaprowadzi.
Skinęła głową.
-Meg.-zwróciłem się do pielęgniarki.-Zaprowadź panią do 116 i powiedz Carmen, żeby nie podawała więcej leków. Budzimy ją.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła korytarzem w kierunku sali. Matka Alexis podążała za nią kurczowo zaciskając palce na torebce.
*An*
-Alex. Moja maleńka córeczko.-szepnęłam.
Podeszłam do łóżka, usiadłam na stołeczku i chwyciłam ją za rękę.
-Moje kochanie. Co się stało? Kotku, co się z tobą stało? Gdzie się podziała moja Alexis Julie?
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Czułam się fatalnie. Wewnątrz mnie coś kipiało ze złości. Byłam wściekła na siebie, że nie widziałam tego, że z AJ coś się dzieje. Wściekła na nią za to, że to zrobiła. Wściekła na chłopców za to, że jej nie pilnowali.
-Och Alexis.-zaszlochałam.-Przepraszam córeczko. Tak strasznie przepraszam.
Wstałam, podniosłam torbę i ruszyłam do drzwi.
-Wracaj do nas. Będę na zewnątrz.
Mamusiu, ja nie chciałam. Nie wiedziałam... Rails zadzwoniła i powiedziała mi o liście z sądu. Wyznaczono termin rozprawy przeciw Philowi. Tak bardzo się bałam. Nie chciałam was martwić. Myślałam, że sama sobie z tym poradzę, a powiem wam po zakończonej trasie. Nie chciałam tego zrobić... Naprawdę... Przepraszam... Szkoda, że mnie nie słyszysz...
Łzy spłynęły po policzkach nieprzytomnej dziewczyny...
*Niall*
Siedzieliśmy pod salą i czekaliśmy na An.
-Harry, dobrze się czujesz?-zapytałem patrząc na jego bladą twarz.
-Tak.-mruknął.
-Nie wyglądasz najlepiej.-Zayn spojrzał na mnie znacząco.
-Martwię się o nią. To wszystko.-odparł przecierając oczy.
-Jasne.-pokiwałem głową.
W tedy usłyszeliśmy głos An:
-Chłopcy?
Jak na komendę zwróciliśmy głowy w jej stronę.
-An?-Harry wstał i podszedł do niej.-Och An.-objął ją mocno.
-Harry.-pogłaskała go po głowie.-Już dobrze. Chodź, usiądziemy.
Podeszli do nas i zajęli miejsca. Na policzkach Harrego lśniły łzy. Wyglądał jak mały, bezbronny chłopczyk. Podszedłem i poklepałem go po ramieniu. Uśmiechnął się słabo. Usłyszałem kroki. Zwróciłem głowę w stronę z której dobiegały.
-Liam.-powiedziałem i ruszyłem mu naprzeciw.
Stanęliśmy przodem do siebie. Chwilę przyglądałem się jego zatroskanej twarzy, a potem padłem mu w ramiona. W milczeniu klepał mnie po plecach.
-Co z nią?-zapytał szeptem.
Pokręciłem głową.
-Chodź.-lekko pchnął mnie w kierunku An.
*An*
-Chłopcy, nie będę przed wami niczego ukrywała. Alexis przedawkowała środki uspokajające. Nie jest z nią najlepiej. Nie wiem czemu to zrobiła. Wątroba i żołądek są uszkodzone. Nie wiem co będzie dalej. Nie wiem.-szepnęłam starając się zachować zimną krew.
Patrzyli na mnie pustym wzrokiem...
*Liam*
To niemożliwe. Alex coś przedawkowała? Ale dlaczego? Co się do cholery działo? Czułem jak wypełnia mnie niepokój. Co będzie dalej?
*Niall*
Ja chyba śnię. To wszystko nie może być prawdą. Co tu się w ogóle dzieje? Uścisnąłem ramię Zayna. Czekałem na jakieś zaprzeczenie z jego strony. Na jakiś komentarz. Ale on milczał. Zamknąłem oczy, policzyłem do dziesięciu. Miałem nadzieję, że kiedy je otworzę wszystko będzie dobrze. Ale tak się nie stało...
*Zayn*
Uszło ze mnie powietrze. Alex zrobiła sobie coś tak okropnego. Tylko czemu? Czy to moja wina? Spuściłem głowę. Czy to jest początek końca?
*Louis*
Zerwałem się na równe nogi, ale zaraz usiadłem. Rozejrzałem się spanikowany. Chciałem by ktoś zaprzeczył temu co usłyszałem. A jeśli ona...? Co ja...? Nie, przestań, nie wolno ci tak myśleć!,zganiłem się. Zacząłem szukać dłoni Hazzy.
*Harry*
Poczułem się tak jakby ktoś mnie uderzył. Ostry, przeszywający ból w dole brzucha.
-To niemożliwe. To nie prawda.-mruknąłem.
Lou delikatnie ujął moją dłoń.
-Hazza...-usłyszałem.
W tedy coś we mnie zawrzało. Alex co chwilę lądowała w szpitalu. Przysparzałem jej tylko kłopotów.
-Przestańcie!-wrzasnąłem.-Mam tego dość!
Zerwałem się z miejsca i wybiegłem.
Harry biegł ile sił w nogach. Gorące łzy paliły go pod powiekami, spływały po twarzy. Nie wiedział dokąd pędzi. Biegł byle dalej. Chciał od tego uciec. Gnał nie zwarzając na przechodniów ani samochody. Nogi same poniosły go na szczyt klifu na którym znalazł Alexis. Nim dobiegł do krawędzi już wiedział, że tego chce. Że chce z tym wszystkim skończyć. Raz na zawsze. Pozostał zaledwie krok, a potem chwila spadania i błogi spokój... Już zawsze błogi spokój...
*********************************************************************************
-Utrzymajcie ją w śpiączce.-poleciłem wychodząc.
Cicho zamknąłem drzwi i ruszyłem do dyżurki. Wciąż czekałem na matkę Alexis. Wiedziałem już co dolega jej córce.
-Dave? Pani Waver do ciebie.-Carmen wychyliła się zza regału.
-Świetnie. Poproś ją.
Chwilę później moim oczom ukazała się całkiem ładna, na oko 45letnia i łudząco podobna do córki kobieta. Miała zaczerwienione oczy i chusteczkę w dłoni.
-Proszę, niech pani usiądzie. Musimy porozmawiać.
-Co z moją córką?-zapytała zajmując miejsce.
Wziąłem głęboki wdech.
-Musi mi pani powiedzieć, czy córka przyjmuje na stałe leki o silnym działaniu uspokajającym?
Kobieta otworzyła szeroko oczy.
-Nie. Absolutnie. Alex nigdy nie przyjmowała na stałe żadnych leków.-zaprzeczyła energicznie kręcąc głową.
-Na pewno?
-Panie doktorze, wiem co mówię. Znam moją córkę.
-Rozumiem.-pokiwałem głową.-Więc to co pani teraz usłyszy może wydać się absurdalne.
-Słucham?-przerwała mi.
-Cóż.-splotłem palce i położyłem dłonie na biurku.-Alexis przedawkowała leki uspokajające. W jej krwi wykryliśmy ich bardzo duże stężenie. W efekcie jej organizm nie mogąc poradzić sobie z nadmiarem szkodliwych czynników przestał działać prawidłowo. Doszło do nieznacznych uszkodzeń wątroby i żołądka, ale bezpośrednio nie zagraża to życiu pani córki.-zakończyłem.
Matka dziewczyny siedziała nieruchomo wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili wyszeptała:
-To niemożliwe.
-Bardzo mi przykro pani Waver.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
-Czy to będzie miało jakieś poważne skutki?-zapytała ocierając oczy.
-Nie wiem. Na razie utrzymujemy ją w stanie śpiączki farmakologicznej. Do dalszych działań niezbędna będzie pani zgoda.
-Zgadzam się. Zgadzam się na wszystko co pomoże mojej córce.
Podsunąłem jej dokumenty do podpisu. Przeczytała je i złożyła podpis.
-To wszystko co mogłem pani powiedzieć.-rzuciłem.-Obiecuję zrobić co w mojej mocy, aby Alexis wydobrzała.
-Dziękuję. Liczę na pana.-odparła.
Wstała, wzięła do ręki torebkę i udała się do drzwi.
-Czy mogę ją zobaczyć?-zapytała trzymając dłoń na klamce.
-Oczywiście.-wstałem i podszedłem do niej. Wyszliśmy na korytarz.-Siostra Meghan panią zaprowadzi.
Skinęła głową.
-Meg.-zwróciłem się do pielęgniarki.-Zaprowadź panią do 116 i powiedz Carmen, żeby nie podawała więcej leków. Budzimy ją.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła korytarzem w kierunku sali. Matka Alexis podążała za nią kurczowo zaciskając palce na torebce.
*An*
-Alex. Moja maleńka córeczko.-szepnęłam.
Podeszłam do łóżka, usiadłam na stołeczku i chwyciłam ją za rękę.
-Moje kochanie. Co się stało? Kotku, co się z tobą stało? Gdzie się podziała moja Alexis Julie?
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Czułam się fatalnie. Wewnątrz mnie coś kipiało ze złości. Byłam wściekła na siebie, że nie widziałam tego, że z AJ coś się dzieje. Wściekła na nią za to, że to zrobiła. Wściekła na chłopców za to, że jej nie pilnowali.
-Och Alexis.-zaszlochałam.-Przepraszam córeczko. Tak strasznie przepraszam.
Wstałam, podniosłam torbę i ruszyłam do drzwi.
-Wracaj do nas. Będę na zewnątrz.
Mamusiu, ja nie chciałam. Nie wiedziałam... Rails zadzwoniła i powiedziała mi o liście z sądu. Wyznaczono termin rozprawy przeciw Philowi. Tak bardzo się bałam. Nie chciałam was martwić. Myślałam, że sama sobie z tym poradzę, a powiem wam po zakończonej trasie. Nie chciałam tego zrobić... Naprawdę... Przepraszam... Szkoda, że mnie nie słyszysz...
Łzy spłynęły po policzkach nieprzytomnej dziewczyny...
*Niall*
Siedzieliśmy pod salą i czekaliśmy na An.
-Harry, dobrze się czujesz?-zapytałem patrząc na jego bladą twarz.
-Tak.-mruknął.
-Nie wyglądasz najlepiej.-Zayn spojrzał na mnie znacząco.
-Martwię się o nią. To wszystko.-odparł przecierając oczy.
-Jasne.-pokiwałem głową.
W tedy usłyszeliśmy głos An:
-Chłopcy?
Jak na komendę zwróciliśmy głowy w jej stronę.
-An?-Harry wstał i podszedł do niej.-Och An.-objął ją mocno.
-Harry.-pogłaskała go po głowie.-Już dobrze. Chodź, usiądziemy.
Podeszli do nas i zajęli miejsca. Na policzkach Harrego lśniły łzy. Wyglądał jak mały, bezbronny chłopczyk. Podszedłem i poklepałem go po ramieniu. Uśmiechnął się słabo. Usłyszałem kroki. Zwróciłem głowę w stronę z której dobiegały.
-Liam.-powiedziałem i ruszyłem mu naprzeciw.
Stanęliśmy przodem do siebie. Chwilę przyglądałem się jego zatroskanej twarzy, a potem padłem mu w ramiona. W milczeniu klepał mnie po plecach.
-Co z nią?-zapytał szeptem.
Pokręciłem głową.
-Chodź.-lekko pchnął mnie w kierunku An.
*An*
-Chłopcy, nie będę przed wami niczego ukrywała. Alexis przedawkowała środki uspokajające. Nie jest z nią najlepiej. Nie wiem czemu to zrobiła. Wątroba i żołądek są uszkodzone. Nie wiem co będzie dalej. Nie wiem.-szepnęłam starając się zachować zimną krew.
Patrzyli na mnie pustym wzrokiem...
*Liam*
To niemożliwe. Alex coś przedawkowała? Ale dlaczego? Co się do cholery działo? Czułem jak wypełnia mnie niepokój. Co będzie dalej?
*Niall*
Ja chyba śnię. To wszystko nie może być prawdą. Co tu się w ogóle dzieje? Uścisnąłem ramię Zayna. Czekałem na jakieś zaprzeczenie z jego strony. Na jakiś komentarz. Ale on milczał. Zamknąłem oczy, policzyłem do dziesięciu. Miałem nadzieję, że kiedy je otworzę wszystko będzie dobrze. Ale tak się nie stało...
*Zayn*
Uszło ze mnie powietrze. Alex zrobiła sobie coś tak okropnego. Tylko czemu? Czy to moja wina? Spuściłem głowę. Czy to jest początek końca?
*Louis*
Zerwałem się na równe nogi, ale zaraz usiadłem. Rozejrzałem się spanikowany. Chciałem by ktoś zaprzeczył temu co usłyszałem. A jeśli ona...? Co ja...? Nie, przestań, nie wolno ci tak myśleć!,zganiłem się. Zacząłem szukać dłoni Hazzy.
*Harry*
Poczułem się tak jakby ktoś mnie uderzył. Ostry, przeszywający ból w dole brzucha.
-To niemożliwe. To nie prawda.-mruknąłem.
Lou delikatnie ujął moją dłoń.
-Hazza...-usłyszałem.
W tedy coś we mnie zawrzało. Alex co chwilę lądowała w szpitalu. Przysparzałem jej tylko kłopotów.
-Przestańcie!-wrzasnąłem.-Mam tego dość!
Zerwałem się z miejsca i wybiegłem.
Harry biegł ile sił w nogach. Gorące łzy paliły go pod powiekami, spływały po twarzy. Nie wiedział dokąd pędzi. Biegł byle dalej. Chciał od tego uciec. Gnał nie zwarzając na przechodniów ani samochody. Nogi same poniosły go na szczyt klifu na którym znalazł Alexis. Nim dobiegł do krawędzi już wiedział, że tego chce. Że chce z tym wszystkim skończyć. Raz na zawsze. Pozostał zaledwie krok, a potem chwila spadania i błogi spokój... Już zawsze błogi spokój...