niedziela, 25 listopada 2012

Liebster Awards.

A no więc witam :) Posłuchajcie, kompletnie nie wiem o co chodzi, no ale : ZOSTAŁAM NOMINOWANA DO LIEBSTER AWARDS PRZEZ DWIE CZYTELNICZKI-BLOGERKI. No oczywiście bardzo dziękuję i wgl bardzo się z tego powodu cieszę :) Odpowiem teraz na ich pytania, jednak z góry uprzedzam, że ja swoich nominacji nie zaprezentuję, gdyż, no cóż ciężko się przyznać, ale NIE czytam innych blogów, gdyż ledwie mam czas na prowadzenie tego i wgl. Obiecuję, że zacznę czytać, przysięgam wam to :) owszem, mam zapisanych kilka adresów do których zdarzało mi się kiedyś zaglądać, ale teraz po prostu brak mi czasu. Możecie pod tym postem zostawić sw ulubione linki, adresy własnych blogów, no co tam chcecie . Może macie jeszcze jakieś pytania do mojej osoby to także pytajcie przez komentarz :) A teraz odpowiedzi:

Nominacja od  :

1. Ulubiony solowy artysta? 
    Cóż, chyba nie mam. Słucham naprawdę wielu wykonawców i ciężko mi się zdecydować. :)
2. Samotny wieczór przy książce, czy głośna dyskoteka przy alkoholu? 
    To zależy od nastroju :) Czasem wieczór z książką to moje największe marzenie, ale zdarzają się wieczory gdzie impreza po prostu musi się odbyć i muszę na niej być. Uwaga do alkoholu-z tą używką raczej uważam i bardzo mało piję, jeśli w ogóle piję. Nie przepadam za %.
3. Ulubiona piosenka?
    Hmm... Tych też jest od cholery. Ale taka, która zawsze poprawia mi humor i której słucham zawsze jak mi źle-Happysad~A miało być tak pięknie.
4. Oglądasz Pingwiny z Madagaskaru? ;d 
    Nie :)
5. Szpilki czy trampki?
    Raczej trampki :)
6. Ulubiony członek 1D? Dlaczego akurat on?
    Cholerka. Kocham każdego z tych wariatów. Ale od kiedy ich poznałam sentymentem darzę Hazzę, co chyba widać w moich opowiadaniach :) Czemu on? No cóż. Zawsze miałam słabość do jego loczków, poza tym, on jest po prostu uroczy no :) 
7. Możesz spełnić swoje 3 życzenia, o co poprosisz? 
    Dobre pytanie. Na pewno o to, żebym mogła w życiu robić to co kocham. Żebym kiedyś, w przyszłości, znalazła kogoś, kto mnie nie opuści i będzie zawsze przy mnie (czyt. zajebistego męża :p). A no i jeden dzień w towarzystwie chłopaczków naszych, żebym mogła zobaczyć jak to wszystko wygląda tak od tzw kuchni, wiecie, cała praca, makijaż, występ etc.
8. Ulubiony pełnometrażowy film ?
    Szkoła Uczuć! Najlepszy film ever!
9. Ulubiony kolor ? 
    Fioletowy, czarny, zielony i szary :)
10. Miłość czy przyjaźń? 
    Chyba przyjaźń. To jest zawsze. Nawet jak nie ma miłości, to ona jest zawsze. :)
11. Kim chcesz zostać w przyszłości?
    Chcę pracować z ludźmi. Uwielbiam to :) Więc psycholog, nauczyciel, może dziennikarz :)



Nominacja od  :

1. Do której klasy uczęszczasz?
    3 gimnazjum :)
2. O czym jest twój blog?
    Ciężko stwierdzić. Głównie o miłości, takiej wymarzonej. Ale poruszam też sporo innych wątków, tylko trzeba się dobrze wczytać. :)
3. Ulubiony polski zespół?
    Happysad, Lady Pank, Perfect i Verba.
4. Ulubiony polski wokalista?
    Raczej nie mam. Słucham kilku polskich wykonawców, ale to są pojedyncze piosenki :)
5. Ulubiony przedmiot w szkole?
    Polski, historia, geografia :)
6. Który chłopak z 1D jest najsłodszy?
    Według mnie wszyscy są tak samo słodcy i nie mogę wybrać tego jednego :)
7. Twoja ulubiona piosenka One Direction?
    Co jakiś czas inna zaczyna mnie bardzo jarać :) Teraz mam fazę na Over Again :)
8. Ulubiony serial?
    Pierwsza miłość ;p (Mamo, dziękuję ;p)
9. W co najchętniej się ubierasz?
    Legginsy i koszulka-moja miłość ;p
10. Masz zwierzątko? Jeśli tak jak się nazywa?
    Owszem, mam nawet dwa. Luna i Tofik.
11. Jak ma na imię twoja najlepsza przyjaciółka?
     Jak dla mnie to po prostu moja mała pizda i wredna cholera :) Ale dla was ma na imię Gabrysia :) (Tak, wiem, że mnie kochasz jełopie ;p)

PS. Rozdział postaram się wrzucić jeszcze dziś wieczorkiem :) A no i przypominam, że na fb prowadzę stronkę z imaginami :) Więc jeśli któraś z was ma ochotę, to zajrzyjcie, może wam się spodoba :) Buziaczki:* Lex. 

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 7 -Jak to: Jestem w zespole?

Myślałem, że Niall upadł na głowę. Miał pod ręką Melody, a nic z tym nie robił. Do tego chciał jechać do kina... A tam to już każdy nas przecież rozpozna... I Mel dowie się prawdy, którą on zręcznie omija... Może nawet w trakcie reklam pokażą zapowiedź naszego nowego albumu? On naprawdę zgłupiał...

Siedziałem z Ruby przy stole w kawiarni na obrzeżach miasta. Nialler i Mely stali przy kontuarze i składali zamówienie. Dopiero teraz dokładnie przyjrzałem się dziewczynie. Stała do nas bokiem, a delikatnie przyćmione światło sprzyjało obserwacjom. Była niewysoka i szczupła. Ciemne włosy spływały po jej prostych plecach. Na moje oko kończyły się jakieś 10 centymetrów pod zapięciem biustonosza. Zbyt luźny sweter Nialla burzył mi dokładne określenie całej sylwetki...
-Ładna jest, prawda?
-Co?-zapytałem zdumiony.
-Ładna jest, prawda?-powtórzyła Ruby.
-Że kto?-wypaliłem.
-No nie żartuj.-wywróciła oczami.-Melody głuptasie.
-Aaa.-lekko się zaczerwieniłem.-Może.-bąknąłem.
-Czyli jednak?-Ruby zachichotała.
-Przestań.-rzuciłem czerwieniąc się bardziej.
-Uuu. Malik się rumieni? Niemożliwe.-Ruby roześmiała się głośno.
-Cicho.-syknąłem widząc spojrzenia ludzi.

Wieczór minął nam niezwykle miło. Nigdy nie bawiłem się tak dobrze. Towarzystwo dziewcząt zawsze sprawiało mi przyjemność, ale w innym znaczeniu niż tym razem. Przyznam, lubię flirtować, zabawiać się z dziewczynami i robić mnóstwo niezobowiązujących rzeczy. Choć tego wieczoru, a w zasadzie nocy, tylko rozmawialiśmy.

Siedziałem z Niallem w samochodzie i czekaliśmy na Melody. Chciała pożegnać się z Ruby i Morganem, więc daliśmy im trochę czasu.
-Niezła laska z tej Melody.-rzuciłem oglądając paznokcie i udając nikłe zainteresowanie tak istotnym tematem.
-Słucham?-Niall wydawał się zaskoczony.
-No niezła jest. Wiesz, ładna i mądra i w ogóle...-powiedziałem wciąż "podziwiając" własne dłonie.
-Nawet o tym nie myśl Zayn.-blondynek spiął się.
-Ale dlaczego? Skoro ty...
-Bo nie. Zostaw Mel w spokoju.-uciął.
-Horanek...-zacząłem podejrzliwie.
-Nie. Nic mnie z nią nie łączy.
-To czemu...
-Ostrzegam cię Zi. Nawet nie próbuj.

Melsy spała z głową na moich kolanach, a Zayn rozwalił się na fotelach na przeciwko. Joshua, nasz kierowca, jechał ostrożnie. Głaskałem Mel po włosach i myślałem jak wytłumaczyć jej zespół i ten cały szum w okół nas, a przede wszystkim Harrego... Pamiętałem jak o nim opowiadała. Wydaje mi się, że on też, choć to dziwne, tęsknił za tą dziewczyną, którą widział łącznie raptem kilka minut... Wiedziałem, że zyskuję dodatkowe dwa dni, ponieważ dopiero w czwartek mieliśmy kręcić teledysk do Little Things. Do tego czasu reszta miała być ze swoimi rodzinami, dom miał być pusty, a spotkać mieliśmy się dopiero na planie. Miałem dwa dni na wytłumaczenie Melody tego czym się zajmuję.

-Niall.-usłyszałem cichy szept.
-Jestem.-mruknąłem dotykając policzka Mel.
-Długo spałam?
Poczułem jak moje palce nagrzewają się od dotyku jej ciepłej skóry.
-Nie.
Dziewczyna usiadła i przeciągnęła się.
-Nic cię nie boli?-zapytałem patrząc w jej błyszczące oczy,
Pokręciła przecząco głową.
-Mogę się do ciebie przytulić?
-Jasne.-rzuciłem.
Mel usiadła na moich kolanach, oparła głowę o moje ramię i cicho nuciła jakąś piosenkę.
-Co to?
-Słyszałam ją w radiu. Pamiętasz? Odwoziłeś mnie do domu. A głos tego chłopaka brzmiał jak głos Harrego.
Znieruchomiałem.
-Jak brzmiała ta piosenka?
-Nie pamiętam dokładnie. Ale coś jakby...
A potem zanuciła dobrze mi znaną melodię.
-A tekst?-zapytałem.
-Co ci tak zależy?-rzuciła i dźgnęła mnie w mostek.
-Bo chyba ją znam.-mruknąłem.

Powiedziałem Mel, że musimy porozmawiać. Usiedliśmy w salonie i opowiedziałem dziewczynie wszystko co powinna wiedzieć. Gdy skończyłem zapadło ciężkie milczenie. Patrzyła na mnie dziwnie. Miała jakby zamglone spojrzenie. Po chwili zapytała:
-Jak to: Jestem w zespole?
-Jesteśmy.-poprawił Zayn.
Posłałem mu mordercze spojrzenie.
-Nie rozumiem.-dziewczyna wstała, obeszła powoli pokój i usiadła.-Nic z tego nie rozumiem.
-Melody, tu nie ma wiele do rozumienia.-łagodny głos Zayna wypełnił pokój.
-Mely...-pochyliłem się w jej kierunku.-Postaraj się chociaż mnie zrozumieć...
Powoli pokręciła głową.
-Zataiłeś to przede mną...-szepnęła.
W jej oczach dostrzegłem smutek i rozczarowanie. Serce mnie zabolało.
-Melsy...
-Nie.-spojrzała mi prosto w oczy.-Muszę zostać sama.-wstała i szybko wyszła na korytarz.
-Gdzie idziesz?-zapytałem.
-Muszę to przemyśleć.
-Melody...-jęknąłem.
Po chwili stałem obok niej. Nawet na mnie nie spojrzała. Chwyciłem ją za ręce.
-Spójrz na mnie.-szepnąłem.
Powoli podniosła głowę. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały jej oczy lśniły od łez.
-Co jeszcze przede mną ukryłeś Niall? Czego jeszcze mi nie powiedziałeś? Kim jesteś?
Ostatnie zdanie wypowiedziała tak, że ledwo je usłyszałem. Łza stoczyła się po jej policzku. Poczułem się tak, jakbym dostał pięścią w brzuch.
-To nie tak...-zacząłem.
Na schodach prowadzących do garażu usłyszeliśmy śmiech...

Drzwi otworzyły się i przed nami stanął Louis i Liam.
-A to coo ooo.-Louis aż się zapowietrzył.
Zamknąłem oczy. To się nie dzieje naprawdę.
-Co wy tu robicie?-wysapałem.
-Nialler nie mówiłeś, że będziemy mieli tak pięknego gościa...-Louis uśmiechnął się do Melody zupełnie ignorując moje pytanie.-Witamy piękną panią. Jestem Louis.-ukłonił się lekko.
Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
-To jest Liam.-Lou, wczuwając się w rolę przewodnika, wskazał zapatrzonego we mnie Liasia.-Ej Liam. Liam? Liaaam?!
-Co?-Li otrząsnął się.
-Dziewczyna.-Tommo kiwnął w stronę Mel.-Przedstaw się.
-Ach. No tak.-wyciągnął do Mely dłoń.-Bardzo przepraszam. Jestem Liam Payn. Staram się jakoś ogarniać ten burdel, ale jak widać nie bardzo mi to wychodzi.-uśmiechnął się.
Dziewczyna podała mu dłoń i niepewnie powiedziała:
-Melody Hunter. Miło mi.
Zauważyłem, że Lou gapi się na przeguby Mel. Zerknąłem tam i zobaczyłem, że rękawy swetra podjechały jej delikatnie o góry ukazując blizny. Jasna cholera!
-Louis, chodź. Zayn cię szukał.-rzuciłem i wyciągnąłem go z korytarza w stronę kuchni.
-Co? Zayn?-chłopak zdawał się być zagubiony.
Przeprowadziłem go w stronę tylnych drzwi i syknąłem:
-Ani. Słowa. O. Tym. Co. Zobaczyłeś. Jasne?
-Nialler? Przerażasz mnie...
Uszło ze mnie całe powietrze.
-Błagam Lou. Muszę z wami poważnie pogadać.
Chłopak przyjrzał się mojej twarzy.
-Ty coś brałeś Horan. Bez kitu. Brałeś coś.
Pokręciłem głową i ciężko westchnąłem.
-Później.-rzuciłem i wróciłem do Melody i Liama.
-Muszę iść.-rzuciła gdy tylko mnie zobaczyła.-Do widzenia. Miło było cię poznać.
Otworzyła drzwi i zbiegła po schodach. Odległość dzielącą ją od furtki pokonała w kilka sekund. Po chwili już prawie biegła w kierunku centrum.
-Będę później. Musimy pogadać.-rzuciłem.-Powiedz Zaynowi, żeby zaczął wam tłumaczyć. Pa.
Zszedłem po schodach dopinając bluzę.
-Zaczekaj! Meeel! Zaaaczekaaaj!-krzyknąłem i puściłem się biegiem śladem dziewczyny.

*********************************************************************************
Siema ! :* Sorki, że tak długo czekałyście, ale byłam dość zajęta przez ostatnie dni ;/ Obiecałam, że bloga nie zawieszę , więc dodaję kiedy tylko znajduję trochę czasu. Dziś zrobiłam taką głupotę , że nawet sobie nie wyobrażacie... Tak się okropnie przez to czuję, że aż nie mam siły na nic. :( To straszne , okropne i wgl wiecie no :( Obiecuję , że niedługo dodam 8 . Buziaki i do nn-ki. Lex :*

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 6 -Czy ty... czy ty lubisz chodzić na koncerty?

-Czy ty też zauważyłeś, że dzięki waszej rozmowie i temu co się dzieje Mely częściej się uśmiecha? Dziś nawet nuciła jakąś piosenkę.-Morgan uśmiechnął się do mnie.
Skinąłem głową. Uśmiech wkradł mi się na usta.
-Kurczę, nie wiem jak to zrobiłeś, ale jesteś wielki stary. Melody się tu przeniosła, zaczyna się uśmiechać, radzić sobie z uczuciami.-chłopak uśmiechał się coraz szerzej i szerzej.-Naprawiasz mi siostrzyczkę.-klepnął mnie w udo.-Dzięki.
-Nie ma za co.-rzuciłem patrząc na Mel i Ruby opalające się na trawniku.
Morgan wstał i zszedł z werandy. Odwrócił się do mnie i położył palec na ustach. Uniosłem kciuk w górę i odstawiłem szklankę z wodą na stolik.

Po tym jak Morgan oblał dziewczyny wodą z węża ogrodowego Nialler wręcz dusił się ze śmiechu. Jednak Ruby wściekała się niemiłosiernie. Gdy chłopcy próbowali ją uspokoić Melody cicho zniknęła we wnętrzu domu.
Stając przed lustrem w łazience dziewczyna uśmiechała się. Jednak gdy spojrzała w taflę niemalże krzyknęła. Na końcu korytarza stał chłopak. Miał czarne włosy, ciemne oczy i bez skrępowania patrzył na Melody. Odwróciła się by stanąć do niego przodem. Jej twarz zrobiła się bledsza niż zwykle, a palce kurczowo zacisnęły się na umywalce. Chciała zawołać Nialla, ale głos uwiązł jej w gardle. Nagle chłopak drgnął i wyciągnął ręce przed siebie.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię.-powiedział ciepłym, mocnym głosem.-Nie bój się. Mam na imię Zayn. Jestem kumplem Nialla Horana. A ty pewnie jesteś koleżanką Ruby, prawda?-zrobił kilka kroków w stronę dziewczyny.
Nogi ugięły się pod Mel i przysiadła na brzegu wanny. Wzięła głęboki wdech.
-Ale mnie przestraszyłeś.-jęknęła.-Niall jest za domem, w ogrodzie. Schodami w dół, korytarzem na prawo i do końca. Mam nadzieję, że trafisz.-przycisnęła dłoń do piersi chcąc uspokoić walące serce.
-Wszystko w porządku?-Zayn stał już na progu łazienki.-Przestraszyłem cię...
Melody skinęła głową, a serce wciąż chciało wyskoczyć jej z piersi.
-Przepraszam.-ukucnął by móc spojrzeć jej w oczy.-Zazwyczaj znajdowałem go tu, na górze. Tak z przyzwyczajenia wszedłem tutaj.-zaczął się tłumaczyć nerwowo wyłamując palce.
Mely uśmiechnęła się lekko.
-W porządku. Musiałeś tu często bywać.-wstała i założyła kosmyk włosów za ucho.-Chodźmy na dół. Niall pewnie się ucieszy.
Gdy dziewczyna wstała Zayn również stanął prosto. Przyglądał się jej z zaciekawieniem. Nie widział jej tu wcześniej.

Melody szła przodem. Wciąż czuła na sobie spojrzenie chłopaka, który szedł za nią. Nie czuła się z tym dobrze. Liczyła kroki, które musiała jeszcze zrobić by stanąć na tylnej werandzie.

-Nialler!-zawołała stając na progu.
Zayn stał w cieniu korytarza i przyglądał się ogrodowi. Niall na dźwięk jej głosu uśmiechnął się i niemalże wskoczył na werandę. Stanął przed nią i odgarnął jej mokry kosmyk włosów z czoła. Zayn się zdziwił. W tym geście było tyle czułości. Mel zarumieniła się lekko.
-Masz gościa.-powiedziała i odsunęła się by zrobić Zaynowi przejście.
Nialler wybałuszył oczy.
-Zayn?!-zapytał.
Wciąż nie dowierzał w to co widzi.
-A jak myślisz?-ciemnowłosy chłopak rozłożył ręce.-No chodź.-roześmiał się.
Blondynek padł w ramiona Zayna. Przez chwilę śmiali się i ściskali. Melody stała z boku i przyglądała się tej scenie. Nie sposób było się nie uśmiechnąć.

Nialler i Zayn siedzieli w pokoju chłopaka i rozmawiali. Melody cichutko zapukała.
-Proszę.-głos blondyna przebił się przez ściany.
Dziewczyna powoli otworzyła drzwi i zajrzała do środka.
-Zaraz będzie kolacja. Zjecie z nami czy przynieść wam tutaj?
Horan się uśmiechnął. Tak bardzo cieszył się, że Mely była z nimi.
-Już idziemy. Kto gotował?
Zayn wywrócił oczami.
-Ty zawsze musisz wiedzieć kto?-zapytał.
-Ja i Ruby.-rzuciła Melody, a Niall pokazał Zaynowi język.

Gdy siedzieli przy stole i dosłownie pochłaniali przygotowanego przez dziewczyny kurczaka z warzywami zadzwonił telefon.
-Halo?-Ruby podniosła słuchawkę i przytrzymując ją ramieniem wycierała dłonie w ścierkę.
Melody coś ścisnęło w środku. Wiedziała kto dzwoni. Nawet tu słyszała ten głos. Instynktownie zaczęła szukać pod stołem dłoni Nialla. Chwyciła ją i ścisnęła mocno.
-Spokojnie Mely. Pamiętaj co ci mówiłem.-pochylił się i objął ją wolną ręką.-Będzie dobrze.
Dziewczyna odwróciła się i wtuliła twarz w jego ramię. Ruby wreszcie odłożyła słuchawkę.
-Niall, musimy pogadać. Teraz.-Ruby nie miała zamiaru dyskutować i wyszła do salonu.
-Nie martw się.-Nialler pocałował Mel w czoło.-Zaraz wracam.

Blondyn usiadł na kanapie naprzeciwko swojej kuzynki.
-Nialler,-zaczęła poważnie-matka Melody jest wściekła. Odkryła, że zniknęły wszystkie jej rzeczy, kosmetyki, ubrania. Zaraz tu będzie.-Ruby nerwowo krążyła po pokoju.-Mel nie może...
Chłopak wstał i złapał dziewczynę za ramiona.
-Posłuchaj. Wiedziałem w co się pakuję. Nie panikuj. Po prostu zaraz się zwiniemy-wszyscy, całą czwórką i pojedziemy do kina. Potem na jakąś kawę. Wrócimy późno w nocy, ich nie będzie. A jutro po prostu zabiorę Zayna i Melody i pojedziemy do Londynu.
-Ale to nie rozwiąże problemu!-Ruby wyrzuciła ręce w powietrze.-Jej matka będzie obwiniała nas, zwolni Morgana...
-Morgan jest świetnym ogrodnikiem. Znajdzie nową pracę szybciej niż myślisz.
Dziewczyna wiedziała, że kuzyn się nie podda.
-Wiesz, że cię nienawidzę?-mruknęła.
-Wiem.-przytulił ją mocno.

Zayn i Melody siedzieli w milczeniu. Dziewczyna nerwowo przesuwała widelcem groszek, który wciąż leżał na jej talerzu.
-Melody?-Zayn cicho wymówił jej imię.
Spojrzała na niego zaskoczona.
-Tak?
-Mogę cię o coś zapytać?-chrząknął nerwowo.
Mel nie wiedziała co odpowiedzieć. A jeśli zapyta ją o blizny albo...
-Pewnie.-skinęła głową przerywając potok myśli.
-Czy ty... czy ty lubisz chodzić na koncerty?-wypalił.
Dziewczyna poczuła się zupełnie zbita z tropu. Zapytał ją o koncerty? Przecież to było conajmiej zabawne.
-Kiedyś lubiłam.-wyznała z uśmiechem.-Ale ostatnio na żadnym nie byłam.
Chłopak skinął głową. Czuł się jak ostatni idiota. Kto pyta o takie głupoty? I to jeszcze nieznajomą dziewczynę...
-A ty? Lubisz koncerty?-zapytała hamując śmiech.
-Nie mam innego wyjścia.-mruknął i wbił widelec w kawałek kurczaka.
Melody poczuła się dziwnie. Ten chłopak ją przerażał...

Niall zdecydowanym krokiem wszedł do kuchni.
-Zbieramy się. No już.-rzucił i podszedł do Mel.
-Gdzie?-Zayn patrzył na niego nieprzytomnie.
-No jak to "gdzie"? Przecież wychodzimy.-blondyn położył dłonie na ramionach Melody.
-Nie wspominałeś...-dziewczyna spojrzała na niego.
Nialler pocałował ją w czoło.
-Może po prostu zapomnieliście.-rzucił.-No, ruszać się. Nie mamy całej nocy.
Melody i Zayn niechętnie udali się na górę. Gdy w przejściu mijali blondynka ciemnowłosy chłopak mruknął:
-Za trzy minuty jesteś na górze. Masz mi to wyjaśnić.
Irlandczyk skinął głową.
-Będę.
Potem sprzątnął resztki kolacji.

Melsy wyczuwała, że coś tu nie gra. Od kiedy się poznali zawsze uważnie słuchała Nialla. Wiedziała, że to jedyne wyjście by czegoś nie przegapić. Weszła do pokoju w którym mieszkał Nialler i wyjęła z jego szafy sweter z różowymi rękawami. Naciągnęła go na siebie i ruszyła do łazienki. Co prawda był na nią trochę za duży, ale jej to nie przeszkadzało. Chciała po prostu czuć zapach Nialla wszędzie, gdziekolwiek była. To ją uspokajało.
Na korytarzu natknęła się na rozmawiających chłopców. Gdy ją zauważyli blondynek uśmiechnął się i przelotnie ściskając jej dłoń rzucił:
-Ślicznie wyglądasz.

*********************************************************************************
Siemson :* No i macie 6 :) jak się podoba ? Wypróbowałam nową wersję narracji, piszcie co o niej myślicie, bo nie wiem jak pisać dalej :)
Jestem padnięta jak pies Pluto ;p Ale mam dla was propozycję ;p Otóż na Fb założyłam stronkę, która nazywa się : Jednoparty i Imaginy o One Direction i nie tylko
Zapraszam was do czytania tego co tam jest, bo nie ukrywam, że odbiega formą od bloga :) nie pogniewam się też jeśli będziecie lajkowały i udostępniały :) ale to tylko wasza dobra wola ;p
Buziaczki, do nn-ki. Lex :*

poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 5 - Nigdy nic nie było w porządku.

Niall niemalże rzucił się na mnie i wyrwał mi IPhona z dłoni. Odsunęłam się od niego.
-Jasna cholera.-zaklął walcząc z blokadą aparatu.-Obiecałem, że będę odbierał. Że będę dostępny 24ry na dobę.-mruczał.
-Niall...
-Nie teraz Melody.-uciął.
-Niall...
-Za chwilę, dobrze?-nerwowo przeszukiwał kontakty.-Liam mnie zabije.
-Ale Niall...-zaczęłam po raz kolejny.-Uspokój się.-koniuszkami palców delikatnie dotknęłam jego nagiego ramienia.
Chłopak drgnął. Spojrzał na moje palce. Natychmiast cofnęłam dłoń naciągając rękaw swetra. Spuściłam wzrok i cofnęłam się o krok.
-Och, Melody, przepraszam.-szepnął.

Poczułem się okropnie.
-Naprawdę przepraszam Mel. Liam strasznie się denerwuje, gdy któryś z nas nie odbiera. A Paul... On mnie chyba zabije.-zrobiłem krok w stronę dziewczyny.
-Nic się nie stało.-podniosła głowę i spojrzała na mnie z uśmiechem.-Martwią się o ciebie. Doceń to.
Podeszła do lustra. Coś niemalże ciągnęło mnie za nią.
-To koledzy z którymi mieszkasz?-zapytała przesuwając palcem po blacie komody.
Zdziwiłem się. Już miałem zapytać czy nie ogląda telewizji i nie czyta gazet. Ale w tedy spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Ona nas nie zna! Brawo Nialler, masz szansę. Spraw by polubiła cię za to jaki jesteś, a nie za to kim jesteś.
-Tak. Wiesz, mamy wspólny dom i czasem niektórzy histeryzują gdy któryś jest poza zasięgiem.
Melody skinęła głową i odwróciła się do mnie. Przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. Ogarnęła mnie ochota by ją przytulić, powiedzieć, że będę jej przyjacielem, starszym bratem, że już nigdy nie zrobi sobie krzywdy. Zrobiłem krok w jej stronę i wyciągnąłem rękę.
-Mel?
W jej oczach błysnęła niepewność. Lekko uniosła rękę. Już miałem chwycić jej dłoń, ale ona gwałtownie cofnęła swoją i rzuciła:
-Przepraszam. Wciąż myślę o kimś innym.
-O nim?-zapytałem wyciągając drugą dłoń.
-Innym razem.-powiedziała.-Przepraszam, muszę iść.-odwróciła się i szybko wyszła z pokoju.
-Melody?!-zawołałem.

-Niall, wszystko w porządku?-usłyszałem głos Liama.
-Co? A, tak, tak. Wszystko gra.-odparłem wpatrując się w drzwi.
-Czemu wcześniej nie odebrałeś?-zapytał surowym tonem.
-Przepraszam, byłem zajęty.
-I nie miałeś czasu odebrać telefonu?
-Liam, naprawdę.
-Bąbel? Co się stało?-niepokój w głosie Tatusia kazał mi się opanować.
Odetchnąłem głęboko.
-Nic. Jestem zmęczony. To wszystko.-skłamałem i podziękowałem Bogu za to, że Liam jest ponad 40 kilometrów dalej.
-Wiesz, że w to nie wierzę.
-Wiem. Ale musisz.-mruknąłem.-Była impreza i jeszcze porządnie jej nie odespałem. Pomagałem Ruby i Morganowi sprzątać.
-Nialler...

Znalazłam Morgana w ogrodzie.
-Odwieziesz mnie?-zapytałam.
Zaskoczyłam go. Odwrócił się do mnie i powiedział:
-A może jakieś dzień dobry? Albo chociaż cześć?
-Morgan... Śpieszy mi się.
-Hej, Mels, co się stało?
-Muszę coś załatwić.-chwyciłam go za rękę.-Proszę. Muszę jechać. Już.-dodałam z naciskiem.
Chłopak ścisnął moją dłoń i westchnął.
-Dobra. Wskakuj do samochodu. Powiem tylko Ruby, że jedziemy.
-Dzięki.-cmoknęłam go w policzek i pognałam do auta.

Ta dziewczyna z dnia na dzień robi się dziwniejsza... Kiedy wreszcie coś się zmieni?
-Ruby?! Ruby! Jesteś?!-zawołałem wchodząc do domu.
-W salonie!-usłyszałem.

-Jadę odwieźć Mel.-powiedziałem wchodząc do pokoju.
Ruby odłożyła książkę którą czytała i spojrzała na mnie pytająco.
-Nie wiem kochanie. Po prostu przyszła i powiedziała, że musi jechać.-westchnąłem.-Kiedy znów będzie tą pogodną i roześmianą Melody?-pokręciłem głową.
-Skarbie.-dziewczyna podeszła do mnie i objęła mnie.-Jeśli chcesz, poproszę Nialla żeby zawiózł ją do domu.
-Chyba powinienem...
-Odpocząć.-dokończyła i delikatnie mnie pocałowała.

-Nialler, trafisz?-usłyszałem po raz trzydziesty trzeci.
-Tak. Dam radę Ruby.-pocałowałem ją w czoło.-Nie panikuj już.-odwróciłem się do Morgana.-Dzięki stary.-klepnąłem go w ramię i podrzuciłem w dłoni kluczyki.-Będę grzeczny.
-Mam nadzieję.-westchnął.
Uśmiechnąłem się.
-Daję słowo.-rzuciłem i wyszedłem.

Gdy zobaczyłam Nialla idącego do samochodu znieruchomiałam. To nie tak miało być, pomyślałam. Gdzie podziewał się Morgan? Melody, bądź silna, upomniałam samą siebie. Dasz radę.
Blondyn otworzył drzwi od strony kierowcy i wsiadł.
-Odwiozę cię.-powiedział i wsadził kluczyk do stacyjki.
Skinęłam głową. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Tak było lepiej. Cisza była lepsza.

W myślach wciąż pulsował mi obraz Harrego. Smutne oczy, zmęczenie i rozczarowanie na jego twarzy gdy wychodził z mojej szpitalnej sali.

-Mogę włączyć radio?-zapytał gdy mijaliśmy skrzyżowanie Holmes Avenue i Mystic Road.
-Yhym.-mruknęłam przełykając ciężki, gorzki posmak przerażenia.

If we could only have this life for one more day...
Wyłączyłam radio i zacisnęłam powieki. Ten głos do złudzenia przypominał głos Harrego.
-Wszystko w porządku?-Nialler delikatnie nakrył moją dłoń swoją.
Energicznie pokiwałam głową.
-Na pewno?-zapytał.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
-Jeśli chcesz znać prawdę,-szepnęłam.-zjedź gdzieś na pobocze.

Niall przyglądał mi się z uwagą. Zatrzymał samochód na parkingu przy Mater Hall i czekał.
-Nigdy nic nie było w porządku.-wyszeptałam.-Nie było i nie jest.-podciągnęłam rękawy swetra i wyciągnęłam ręce w kierunku chłopaka.-Spójrz.-odwróciłam je tak, by mógł zobaczyć ich wewnętrzną część.-To jest najlepszy dowód.
Chłopak przez chwilę przyglądał się bliznom znaczącym moje nadgarstki, a potem ujął delikatnie moje dłonie i wyszeptał:
-Melody, nie możesz tak żyć. To nie jest dobre.
Wpatrywałam się w jego oczy.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci to.-powiedział i lekko przyciągnął mnie do siebie.-Naprawimy to.

Tonęłam w jego ramionach wtulając twarz w miękką wełnę jego swetra. Jego ciepły oddech ogrzewał mi szyję gdy mówił, że zabierze mnie ze sobą i zacznę wszystko na nowo. Tak bardzo chciałam mu wierzyć. Potrzebowałam tego. Każdą cząstką ciała łaknęłam bezpieczeństwa i ciepła. A Niall mógł mi to dać. Wręcz mi to oferował. Jak mogłabym z tego nie skorzystać? Cicho westchnęłam. Niall pocałował mnie w czoło.
-Będziesz moją małą siostrzyczką. Taką, o której zawsze marzyłem.-pogładził moje plecy.-Będę o ciebie dbał, będę ci pomagał.-mówił.-I nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić.-odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy.-Pojedziesz ze mną do Londynu. Wszystko załatwię. Zrobię wszystko co się da. Poruszę niebo i ziemię.
Ścisnęłam jego kolano.
-Będziesz miała wszystko. Obiecuję.
Przytuliłam się do niego. Gdybyś jeszcze mógł dać mi Jego...

Dziękuję Boże, pomyślałam. Ratujesz mnie. Znów. Czym zasłużyłam?...

*********************************************************************************
Siemaneczko !. W końcu mnie przekonałyście. Przemyślałam wszystko i doszłam do wniosku, że nie mogę zrobić tego wam i sobie. Nie czytają-trudno . Będę pisała nawet jeśli będzie to czytała jedna osoba. Bo piszę dla was, dla rozwijania sw pasji i dla uciechy waszej i sw. Dziękuję tym, którzy są :* Kocham was bezapelacyjnie :* <3
Buziaki i do 6. :* Lex :*

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 4 ~Do tego pachniał miętą, cytryną i czymś jeszcze.

To, że tu jestem to pomyłka., pomyślałam po raz kolejny tego wieczoru. Siedziałam na tarasie za domem rodziców Ruby ściskając w dłoniach kubek z gorącą herbatą. W środku kłębił się tłum ludzi. Słychać było śmiech i muzykę. Impreza dopiero się rozkręcała.

Bolała mnie głowa, a wciąż świeże blizny paliły żywym ogniem. Podciągnęłam rękaw swetra i pogładziłam je delikatnie. Przed oczami natychmiast pojawił mi się obraz tego chłopaka. Minęły już 2 miesiące odkąd kazałam mu odejść... Mocniej zacisnęłam palce na kubku i zamknęłam oczy. Przepraszam, wyszeptałam w myślach, przepraszam.

Herbata skończyła mi się już dawno, ale nie zamierzałam iść po kolejny kubek. Nie chciałam pokazywać się ludziom. Zacisnęłam powieki i chuchnęłam w złożone dłonie żeby je rozgrzać. Drzwi na taras otworzyły się i uderzył mnie ogłuszający huk muzyki, smród papierosów, potu i ekscytacji. Dopiero po chwili moje zmysły były zdolne do dalszego funkcjonowania i zauważyłam sprawcę tego ogłuszenia. Utkwiłam wzrok w nieznajomym. Stanął na krawędzi tarasu, objął się rękami i głęboko odetchnął. Z jego ust wypłynął biały obłoczek pary. Przyglądałam się jego sylwetce. Wysoki, szczupły blondyn. Odchylił głowę do tyłu i patrzył w rozgwieżdżone niebo. Mięśnie pod jego skórą zadrżały.
-Jest koniec września.-powiedziałam cicho.-To nienajlepsza pora na noszenie samych koszulek.
Chłopak gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
-Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.-mruknęłam.
Blondyn wypuścił powietrze i uśmiechnął się.
-Nic się nie stało. Mogę?-zapytał wskazując miejsce na kocu obok mnie.
Skinęłam głową. Podszedł i usiadł.

-Czemu nie jesteś w środku?-zagadnął po chwili milczenia.
-O to samo mogę zapytać ciebie.-odparłam opierając się o ścianę i naciągając na dłonie sweter.
-Wyszedłem odetchnąć. Rozbolała mnie głowa od tego huku.-wyjaśnił przeczesując włosy.-Więc?
-Nie mam ochoty na to wszystko. Potrzebuję spokoju.-westchnęłam.
-To czemu w ogóle przyszłaś?
-Zrobiłam to dla Ruby i Morgana.-podciągnęłam kolana pod brodę.
Chłopak spojrzał na mnie, a ja zadrżałam.
-Może czegoś potrzebujesz? Jakiś koc?
Pokręciłam głową.
-Herbata?
-Nie, dziękuję.
-A może towarzystwo?-uśmiechnął się.
-Bardzo chętnie.-odpowiedziałam posyłając mu uśmiech.
-W takim razie pójdę tylko po bluzę.-rzucił i wstał.
-Jasne.-odparłam, a on zniknął we wnętrzu domu.

Pierwszy raz przystałam na taką propozycję. Pierwszy raz. Nie wiem co mnie do tego podkusiło. Chyba ten jego bezpretensjonalny sposób bycia. Cóż. Po prostu poczułam nieodpartą potrzebę powiedzenia komuś o Harrym. A przecież on nie mógł go znać. Bo niby jak? A poza tym był naprawdę uroczy. Taki typowy chłopiec z sąsiedztwa. Do tego pachniał miętą, cytryną i czymś jeszcze. Hmm... Kurczakiem?

-No już jestem. Teraz mogę ci towarzyszyć.-uśmiechnął się ciepło.
Skinęłam głową.
-Może się przedstawię. Nazywam się Niall Horan. Jestem kuzynem Ruby.-wyciągnął do mnie rękę.
-Melody Hunter. Najlepsza przyjaciółka Morgana, a teraz również Ruby.-podałam mu dłoń.
Jego uścisk był miękki i ciepły. Przez chwilę przytrzymałam jego palce. Kiedy spojrzałam mu w oczy zdałam sobie sprawę, że o tych kilka sekund za długo. Zmieszana szybko cofnęłam rękę.
-Więc mówisz, że nie masz ochoty na imprezę.-zagadnął siadając obok mnie.-Chcesz mi powiedzieć czemu?
Wolno skinęłam głową, jednak nie odezwałam się.
-Mam zgadywać?-zapytał.
Wciąż milczałam.
-Okey. Więc...-zamyślił się.-Zapewne nie masz nastroju.
-Owszem.-odparłam.
-No wiedziałem!-zaśmiał się.
Zamiast odpowiedzieć też zaczęłam się śmiać. Miał cholernie zaraźliwy śmiech.

Dziewczyna była niezwykle śliczna, ale nie pociągała mnie w ten sposób. To nie mój typ. Była diabelnie inteligentna, ale bardzo ostrożna. Przegadaliśmy kilka godzin. Miałem wrażenie, że chce mi powiedzieć coś ważnego. Jednak nie naciskałem. Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy. Obudziłem się nad ranem. Melody spała oparta o mnie cicho mrucząc. Ostrożnie wstałem i wziąłem ją na ręce. Zaniosłem ją do środka, do sypialni na piętrze. Otworzyłem drzwi kluczem i wszedłem do pokoju.

Ułożyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Kiedy się poruszyła rękaw jej swetra podwinął się. Stanąłem i z przerażeniem patrzyłem na świeże blizny na jej nadgarstku. Odcinały się czerwienią na jaśniejszej w tym miejscu skórze. Chryste, ona się cięła! Ten widok mocno mną wstrząsnął. Natychmiast przypomniała mi się dziewczyna o której opowiadał Haz. Ta, której uratował życie.
-Czemu to robisz?-wyszeptałem patrząc na nią.
Nie oczekiwałem odpowiedzi, więc odwróciłem się do okna i wyjrzałem na zewnątrz.

Ruby siedziała przy stole, a ja szykowałem śniadanie.
-Kochanie, widziałaś Mel?
Pokręciła głową przełykając kawę.
-Ja też nie. Już pierwsza, a jej ani śladu. W ogrodzie jej nie ma...
Ruby wstała i położyła mi dłoń na ramieniu.
-A sprawdzałeś na tarasie?-zapytała spokojnie.
-Tak. Tam też jej nie ma... Martwię się o nią. Kto wie co zrobiła tym razem...
-Kochanie, znajdzie się. Może poszła na spacer. Albo pobiegać.-przytuliła mnie.
-Mam nadzieję.-powiedziałem i pocałowałem ją.

-Cześć gołąbeczki!-Niall wszedł do kuchni uśmiechając się szeroko.-Jak się czujecie?-chłopak podszedł do Ruby i cmoknął ją w policzek.
-Znakomicie, a ty?-zapytałem.
-Pół nocy spędziłem na tarasie. Mimo to-cudownie.-zaśmiał się odgryzając kawałek kanapki, którą zabrał z talerza.
Wymieniłem z Rubs porozumiewawcze spojrzenia.
-Braciszku, nie widziałeś...

-Dlatego wczoraj mówiła, że nie ma ochoty na imprezę.-mruknąłem.
-Właśnie. Mel przeżyła w życiu ciężkie chwile. Ale po ostatniej akcji, po tym jak ten chłopak jej pomógł, jest gorzej niż źle. Nie wiem dlaczego. Nie wiem czy w tym wszystkim chodzi o jej matkę, o jakiegoś kolegę czy o niego.-Morgan przymknął oczy.
-Skarbie...-Rubs dotknęła jego dłoni.
Westchnąłem i odchyliłem się na krześle.
-Chciałbym jej pomóc.-rzuciłem.
-My też.-kuzynka odstawiła na blat kubek z kawą.-Niall, może ty z nią pogadasz? Może tobie coś powie...
-Mi?! Jestem dla niej zupełnie obcy!-gwałtownie wyprostowałem się na krześle.
-To bez sensu.-Morgan wstał i odstawił talerz do zlewu.-Idę się ubrać.
Gdy wyszedł Ruby spojrzała na mnie i szepnęła:
-Niall, proszę, pomóż nam. Melody nie może tak żyć.
Potem wstała i zniknęła na schodach, podążając śladem Morgana.

Obudziłam się w ciepłym łóżku. Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Zobaczyłam torbę podróżną i kilka par męskich butów walających się po podłodze. Czyżby...? Usłyszałam stłumioną piosenkę. Podążając za dźwiękiem dotarłam do posłania na podłodze. Pod kocem odnalazłam IPhone'a, który właśnie przestał dzwonić. Na ekranie widniało zdjęcie ciemnowłosego chłopaka i ikonka nieodebranego połączenia. Podniosłam go w chwili w której otworzyły się drzwi.
-Widzę, że już nie śpisz.-Niall powitał mnie uśmiechem.
Uniosłam telefon na wysokość oczu i rzuciłam:
-Ktoś dzwonił.

*********************************************************************************
Hey kochane ! :* Co myślicie o 4? Widzę, że moje stałe czytelniczki się wykruszyły... Gdzie są moje dziewczyneczki, które zawsze mnie wspierały? Skąd mam wiedzieć czy warto dalej pisać? Hej, dziewczyny... Pomyślałam, że jeśli któraś z was chce, żebym czytała jej opowiadanie i zostawiała tam komentarze, to poproszę o komentarz z linkiem i głównymi bohaterami ;] No i wciąż czekam na wasze opinie... Buziaczki i do następnego :* Lex :*

niedziela, 16 września 2012

Rozdział 3 -Wyjdź Potter. Harry, Ron czy jak ci tam. Wyjdź.

-Przepraszam, nazywam się Harry Styles. Przed południem przywieziono tu dziewczynę po próbie samobójczej. Chciałbym się z nią zobaczyć.
-Imię i nazwisko pacjentki.-rzuciła beznamiętnym tonem pielęgniarka w recepcji.
Spanikowany spojrzałem na Lou.
-Haloo! Proszę pana.-kobieta spojrzała na mnie nieprzychylnie.
-Yh, przepraszam. Nie wiem jak się nazywa, ale to ja ją znalazłem i wezwałem pogotowie. Chciałbym dowiedzieć się czy w ogóle żyje.
-Nie ma nazwiska, nie ma informacji.-warknęła.-Żegnam.
-Ale pani nic...-zacząłem.
-To moja praca.-westchnęła.-Następny proszę!
Spuściłem głowę i podszedłem do Louis'ego.
-Mówiłem, że to na nic.
Boo przytulił mnie mocno.

Siedziałem na korytarzu i czekałem aż Jana pozwoli mi wejść do Mel. Kiedy pani Hunter wyjeżdżała opiekę i wyłączne prawo do Melody przypadało Janie. Gdy zadzwonili do niej ze szpitala o mało nie zemdlała. Natychmiast przyjechaliśmy żeby być przy dziewczynie.
Nagle obok mnie usiadło dwóch młodych mężczyzn.
-Wiedziałem, że tak będzie. Nawet nie wiem czy żyje.-chłopak w lokach skrył twarz w dłoniach.
-Mały, musi być jakieś wyjście. Jakoś się dowiemy.-jego kumpel poklepał go po plecach.
Pomyślałem, że musiało go spotkać coś przykrego. Zrobiło mi się go żal.
-Lou, ale ona była taka drobna i krucha... I ten bandaż na nodze... Z niego też sączyła się krew...
Bandaż? Krew? Czyżby...?
-Najważniejsze, że jej pomogłeś. Wszystko będzie dobrze.-kolega Loczka objął go ramieniem.
Pomogłeś...? On uratował naszą Mel...?
-Louis gdybyś widział te smutne, szare oczy... Gdybyś widział te ciemne włosy...

-To ty.-szepnąłem.
Spojrzeli na mnie zdziwieni.
-To ty uratowałeś naszą Mel.-powiedziałem wstając.
-Mel?-zapytali jednocześnie i również wstali.
-Dziękuję.-uściskałem go.-Gdyby coś jej się stało...
-Nie ma sprawy.-Loczek odsunął się ode mnie.-Czy ona...?
-Tak, żyje. Chyba wszystko jest w porządku, o ile cokolwiek może być w jej sytuacji.-dodałem.
Chłopak z ulgą wypuścił powietrze.
-Mam na imię Morgan.-podałem mu dłoń.

-Morgan?-rozległo się za moimi plecami.
Odwróciłem się i zobaczyłem Janę.
-Ciociu! Ten chłopak uratował Mel.-powiedziałem i cofnąłem się.
Kobieta spojrzała na "Małego".
-Dziękuję chłopcze.-wyszeptała i delikatnie go uścisnęła.-Bardzo ci dziękuję.
-Nie ma za co. Naprawdę.-odparł.
-Jest. Uratowałeś czyjeś życie. Życie Mely.-otarła łzę i spojrzała w kierunku korytarza.-Jak ci na imię?
-Harry, Harry Styles. A to mój przyjaciel, Louis Tomlinson.-Louis pocałował dłoń kobiety i mocno uścisnął moją.
-Ja nazywam się Jana Grigorieva. Jestem, hmm, tymczasową opiekunką Melody. A ten młodzieniec to Morgan McFreemann. Jej kolega z piaskownicy.

Siedzieliśmy w szpitalnym bufecie popijając kawę i pochłaniając szarlotkę.
Melody. Ona ma na imię Melody. Mel...
-Lou?
-Tak?
-Jak myślisz, czy ona jest już sama?
-Może. Robi się późno.
-W takim razie idę.-wstałem i skierowałem się do drzwi bufetu.
-Haz?
-Co jest?
-Jestem z ciebie dumny.-szepnął.
Zwariował, pomyślałem, więc tylko się uśmiechnąłem.
-Będę czekał w aucie.-dodał.

Dzięki Morganowi wiedziałem gdzie szukać Melody. Wszedłem do sali. Leżała na łóżku, a obok na szafce stały kwiaty.
-Cześć Hermiono.-zagadnąłem gdy otworzyła oczy.
-Potter.-prychnęła.
Uśmiechnąłem się.
-Jak się czujesz?
-Tak jak może czuć się ktoś, kto wcale nie chciał być uratowany.-odwróciła głowę.
Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że płacze.
-Melody...-podszedłem do jej łóżka.
-Wszystko zepsułeś. Rozumiesz? Zepsułeś mój misterny plan.
Popatrzyłem na nią niepewnie.
-To ciągle musi trwać.-wyszeptała ze łzami w oczach.
-Melody, nie wolno ci tak myśleć.-wyciągnąłem rękę żeby chwycić jej dłoń.
-Nie.-cofnęła ją.-Wyjdź stąd. I nigdy więcej nie wracaj. Słyszysz? Nigdy.
Zrobiłem krok w tył.
-Wyjdź Potter. Harry, Ron czy jak ci tam. Wyjdź.
Skinąłem głową.
-Przepraszam Melody. Żegnaj.
Odwróciłem się i wyszedłem.

Gorące łzy płynęły mi po policzkach gdy kazałam temu chłopakowi odejść. Nie zasłużył na takie traktowanie. Ale ze mną wiązały się same kłopoty. Na nie też nie zasłużył. Żegnaj zabolało bardziej niż cięcie żyletką. On mnie uratował, podarował kolejne życie.
-Ale ty nie miałaś prawa w zamian zabierać jego życia.-wyszeptałam z goryczą.
Nie mogłaś go krzywdzić, pomyślałam i ukryłam twarz w poduszce.

Czekałem na Harrego w samochodzie, tak jak obiecałem. Gdy wsiadł zapytałem:
-I jak?
Nie odpowiedział. Myślałem, że nie usłyszał więc powtórzyłem:
-Harry, jak było?
Po krótkiej chwili obrócił się i spojrzał mi w oczy.
-Usłyszałem, że mam odejść i nigdy nie wracać. Ona chciała umrzeć Lou.
Zamurowało mnie. Dosłownie wbiło mnie w fotel.
-Jedźmy. Trzeba posprzątać w domu.-mruknął i oparł głowę o szybę.

Zaparkowałem w garażu, na naszym ulubionym, trzecim, miejscu.
-Hazza...
Odpiął pas i spojrzał na mnie. Dotknąłem jego dłoni. Zadrżał. Położyłem drugą dłoń na jego kolanie.
-Lou...-wychrypiał.
-Wszystko będzie dobrze.-wyszeptałem i przytuliłem go.
-Dziękuję.-odsunął się i wysiedliśmy.

Zamykałem drzwi kluczykiem,czego nigdy nie robię. Harry stanął za mną. Gwałtownie odwróciłem się i znalazłem się twarzą w twarz z chłopakiem. Zrobił krok w moją stronę, a ja oparłem się o samochód.
-Haz...?
Chwycił moją twarz w dłonie.
-Dziękuję.-powtórzył i jego usta dotknęły moich.
Przeszył mnie dreszcz. Miał ciepłe, miękkie wargi. Jego język powoli i delikatnie wsuwał się w moje usta. Przylgnąłem do niego i objąłem mocno. Odwzajemniałem pocałunki. Nie myślałem o tym co robimy. Chciałem tylko, żeby on był przy mnie. Wsunął mi dłoń pod koszulkę i zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłem głowę i cicho jęknąłem. Przygryzł płatek mojego ucha i mruknął:
-Dobranoc Lou.
A potem odsunął się i odszedł w stronę wejścia do domu zostawiając mnie samego w pustym garażu.

*********************************************************************************
Siemacie :* Tak jak obiecałam raz na tydzień rozdział ;] tak więc jest, zgodnie z obietnicą, trójka. co o nim myślicie? jak się podoba? buziaczki, do następnego . Lex :*

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 2 - Jesteśmy piękni, młodzi, sławni i niezależni.

Słowa Fel zabolały mocniej niż się spodziewałem.

-Zdradzasz mnie!-wrzasnęła wbiegając do mojego pokoju.
Usiadłem i ze zdziwieniem wpatrywałem się w tę drobną blondynkę.
-Jak możesz?!
-Co mogę? Fel, opanuj się.-westchnąłem.
-Ja mam się opanować?! Ja?! Ty sobie chyba żartujesz! Przecież to nie mnie Sue widziała wczoraj z jakąś panną w klubie! Nie ja się z nią obściskiwałam po kątach!
Zamknąłem oczy.
-Felcy, ja mam już dość tych scen zazdrości.-otworzyłem oczy i spojrzałem na nią.-I dosyć oskarżeń.
-Jesteś żałosny.-prychnęła.
-Nie Fel, to ty jesteś śmieszna. Przecież od tygodnia nie ruszam się z domu, bo mam dość tego szumu wokół mnie. Pomyśl tylko, jak mógłbym cię zdradzić?-dodałem łagodnie.
Przez chwilę wpatrywała się we mnie, a potem od niechcenia rzuciła:
-Skoro tak... Normalnie Haz. Tak jak ja zdradzam ciebie. Harry, ja już cię nie kocham.
-Nie pleć głupstw Felcy.-podszedłem i położyłem jej dłonie na ramionach.
-Nie dotykaj mnie.-otrząsnęła się.-Harry, nie kocham cię.-powtórzyła dobitnie.-Zapomnij o nas. To już koniec.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła.
-Fel...

Stałem jak posąg. Patrzyłem jak wybiega na podwórko i wsiada do jaguara zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Przecież to nie mógł być koniec.

Gdy leżałem na łóżku gapiąc się w sufit przyszła Gem.
-Spójrz na to.-rzuciła mi jakąś kopertę.-Przyszło na maila dziś rano.-mówiła gdy ja otwierałem list.-Z dopiskiem: Twój brat daje się puszczać kantem. Powodzenia. 
Kiedy cytowała treść wiadomości serce zaczęło mi walić jak oszalałe. W rękach trzymałem zdjęcia Felcy i Drake'a. Obejmowali się, całowali...
-To Felicity?-zapytała stając obok mnie.
-Ona ma na imię Felcy.-wydusiłem.
Gemma położyła mi dłoń na ramieniu.
-Harruś?
-Usiłowała mi wmówić, że ją zdradzam. Ja ją zdradzam...
-Braciszku...
-Gem, chciałbym zostać sam. Mogłabyś?-przymknąłem oczy i zgniotłem w dłoni zdjęcie.
Bez słowa wyszła i cichutko zamknęła drzwi.

Rozpłakałem się jak dziecko. Tyle czasu! Fel była dla mnie tak ważna. Planowaliśmy wspólną przyszłość. I tak po 4 latach... Zostawiła mnie na lodzie... Dla tego kolesia... Och Felcy...

Gdy tydzień później rozpamiętywałem to wszystko w cichym miejscu w parku do którego trafiłem przypadkiem, zjawiła się ona. Ciemne włosy sięgające prawie do pasa, brzoskwiniowa cera i bandaż na kolanie. Kiedy patrzyłem jak przechodzi przez mur poczułem się zobowiązany jej pomóc. Cicho wstałem i podszedłem do niej. Wystraszyłem ją. Kilka sekund później, gdy spojrzałem w jej oczy, wychwyciłem w nich strach i ból. Boże. Męczył mnie ten obraz. Jasnoszare oczy wpatrzone w moje przez krótką chwilę nim odwróciła wzrok.
Potem starała się zachować dystans. Nie dawała się do siebie zbliżyć, więc dałem jej spokój. Nie miałem ochoty na takie podchody. Wycofałem się z myślą, że chciałbym ją kiedyś poznać.

Wsiadłem do samochodu i sięgnąłem do kieszeni bluzy, ale natrafiłem na koszulkę. No tak, rozebrałem się i położyłem ją na trawie. Cholera. Nie chciałem przeszkadzać tamtej dziewczynie, ale ubranie musiałem odzyskać. Wyskoczyłem z auta i ruszyłem nad rzeczkę.

Przy murku zatrzymałem się widząc ją leżącą na piachu. Nie chciałem być niegrzeczny więc zawołałem:
-Hej, zostawiłem bluzę! Zabiorę ją i zmykam!
Nie odpowiedziała. Przeskoczyłem przez mur, zgarnąłem bluzę i zerknąłem w jej stronę. Coś błysnęło w trawie tuż obok jej dłoni.
-Hm, coś ci chyba wypadło.-rzuciłem.
Nie poruszyła się. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę i zobaczyłem na piachu czerwone plamy.
-Jasna cholera!
Przypadłem do niej i spojrzałem na jej rękę.
-Dziewczyno, coś ty zrobiła!-krzyknąłem i zacząłem zawiązywać na jej nadgarstku rękaw mojej bluzy.-Hej, słyszysz mnie?!-poklepałem ją po policzkach.
Posadziłem ją między moimi nogami i oparłem jej plecy na moim torsie. Zacząłem gorączkowo myśleć co zrobić. Dziewczyna drgnęła i jęknęła.
-Otwórz oczy.-poprosiłem ściskając jej ramię.
-Daj mi spokój.-wyjęczała z trudem.
-Musisz otworzyć oczy. Spójrz na mnie.-nakazałem stanowczo.
-Odejdź.-wycharczała.
-Ani mi się śni.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer alarmowy.

Kiedy sanitariusze wkładali nosze z dziewczyną do karetki policjanci zadawali mi setki pytań.
-Oficerze, powtarzam po raz tysięczny. Nie znam jej.-rzuciłem zirytowany.
-Skąd pan wiedział, że dziewczyna tam będzie?-zapytał spokojnie.
-Już mówiłem. Byłem tam wcześniej i ją spotkałem. A wróciłem w tamto miejsce, bo zapomniałem zabrać bluzy.-westchnąłem.
Jeden z sanitariuszy podszedł do nas.
-Oficerze Starsky musimy jechać. Zabieramy ją do Świętej Glorii.
-Dziękuję. Już ruszamy.-odparł i zwrócił się do mnie.-Dziękuję, to by było na tyle.
-Mogę już iść?-zapytałem.
-Tak. Żegnam.
-Do widzenia.-mruknąłem i ruszyłem do samochodu.

Gdy dotarłem do domu opowiedziałem Lou o tym co się wydarzyło.
-Wiesz gdzie ją zawieźli?
-Do Świętej Glorii.
-To na co czekasz?-zapytał wgryzając się w marchewkę.
-Przecież nie mogę tam pojechać ot tak.-mruknąłem.
-Oczywiście, że możesz. Przecież to ty zadzwoniłeś po pomoc.
-Ale może ona nie chce mnie widzieć?-zacząłem.-Z resztą. I tak mi nic nie powiedzą. Wiesz przecież jak jest.-zrezygnowany opadłem na kanapę.
Louis podszedł i kucnął przede mną.
-Ależ Harruś. Pojadę z tobą, dobrze?
-Lou, daj spokój.
-Nie.-wstał i usiadł mi na kolanach.-Przecież widzę, że cię to męczy.

Oparłem czoło o jego ramię. Pogłaskał mnie po włosach.
-Lou?
-Tak Mały?
-Mogę cię o coś spytać?
-Przecież wiesz.-westchnął i nawinął na palec jeden z moich loków.
-Gdzie byłeś dziś rano?
-Pojechałem do El. Chciała porozmawiać.-chrząknął.
Spojrzałem na jego twarz. Był spięty.
-Boo? Stało się coś?-ścisnąłem jego dłoń.
-Rozstaliśmy się.-szepnął wypuszczając powietrze.
Zamurowało mnie.
-Jak to?-wypaliłem głupawo.
Lou i El byli dla mnie zawsze wzorem pięknej miłości-bez wyrzeczeń, bez kłótni.
-Miłość się wypaliła. El się wypaliła. Ja chyba też.-westchnął.-A jak z Fel? Dawno jej u nas nie było.
-Skądże. Była dziś rano.
-I jak? Było coś ten?-zapytał puszczając oczko.
-Owszem. Koniec nas. Znalazła kogoś innego.-rzuciłem.-Lepszego.-dodałem z goryczą.
Louis mnie przytulił.
-Wiesz co stary? Jesteśmy piękni, młodzi, sławni i niezależni. Czego chcieć więcej?-zapytał z uśmiechem.
-Szczerej, bezgranicznej i wiernej miłości?-strzeliłem.
-Ooo tak.-mruknął.
Wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
-Chodź Haz. Jedźmy do tej dziewczyny.

*********************************************************************************
Witajcie moje drogie, cudowne, kochane panie ! Rozdział 2 jak widać nie koniecznie fajny. Ale obiecuję się rozkręcić. Powiem wam, że nie miałam nawet kiedy tu zajrzeć przez ten tydzień -.- W szkole tyle roboty już od wejścia. Koszmar. Mimo to postaram się dodawać w miarę regularnie, myślę, że raz na tydzień. Co wy na to? Buziaki :* i do nn-ki :*
Lex.

piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 1 -A co ty tu robisz?

Dziś wstałam wcześniej niż zwykle. Obudził mnie straszliwy ból w prawej nodze. Zerknęłam pod kołdrę. Wszędzie była krew.
-Jasna cholera!
Odrzuciłam przykrycie i zerknęłam na prawe kolano. Było całe i zdrowe. Chwyciłam je w zgięciu i poczułam jak coś mokrego i ciepłego wypływa mi między palcami. Biegiem sięgnęłam po koszulkę leżącą na podłodze i zawiązałam ją na nodze. Stanęłam na podłodze i poczułam ostry ból. Skąd to cholerstwo się wzięło? Powoli posuwając się w stronę łazienki analizowałam poprzedni wieczór. Czyżby to... Nie... Przecież nie... Łzy zalśniły mi w oczach. Cholerny dupek! Otarłam policzki i przysięgłam sobie, że dorwę Chada.

W łazience wzięłam szybki prysznic i opatrzyłam nogę. Ubrałam się i myjąc zęby uświadomiłam sobie, że matka wyjeżdża dziś w kolejną podróż. Nie, przepraszam. To się nazywa jakoś inaczej... Ach tak, w DELEGACJĘ. Jeśli się pośpieszę zdążę zejść do kuchni po coś do picia i wrócić na górę. Posprzątałam po sobie i wyszłam.

Z okna w korytarzu dostrzegłam Morgana. Chłopak z zapałem podlewał róże. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Prawdziwy ogrodnik z powołania. Matka zatrudniła go na miejsce starego Jima, który ze względu na wiek nie był w stanie zająć się ogrodem. Z resztą. Morgan jest wnukiem Jima, a matka zna go od urodzenia. Gdy byliśmy mali zawsze bawiliśmy się razem. Jest starszy ode mnie o dwa lata, ale nigdy mu to nie przeszkadzało. Był dla mnie wzorem do naśladowania i otaczał mnie opieką jakiej nigdy nie zaznałam ze strony matki. Morgy był moim bratem, choć nic nas nie łączyło.
Przystanęłam na chwilę i gdy tylko spojrzał w okno pomachałam mu. Odmachał tak entuzjastycznie, że ochlapał się wodą. Parsknęłam śmiechem i pokuśtykałam na dół.

W kuchni Jana przygotowywała matce śniadanie.
-Dzień dobry Mel!-przywitała mnie.-Co tak wcześnie?
-Dzień dobry. Nie mogłam spać.
-Zjesz z mamą?-zapytała patrząc na mnie prosząco.
-Jana... Wiesz przecie...
-Jano proszę, żebyś zapakowała mi coś na podróż.-matka wparowała do kuchni.-O Jezu.-westchnęła na mój widok.
Mnie również miło jest cię widzieć, pomyślałam. Obeszłam stół i wyjęłam z szafki butelkę wody. Za wszelką cenę starałam się nie kuleć i nie okazywać oznak bólu.
-Melody, dostawię cie talerz.-zaproponowała Oksana wchodząc do spiżarni.
-Nie trzeba. Zjem później.-obróciłam się i skierowałam do drzwi.-Ach, Jano, nie kłopocz się. Zrobię sobie płatki.-dodałam posyłając kucharce uśmiech.
-Dziewczyno! Coś ty znów zrobiła?!-matka szarpnęła mnie za ramię.
-Nic.
-Nic?! W takim razie skąd ten bandaż?-prychnęła.
-Stłukłam wczoraj kolano.-mruknęłam nawet na nią nie patrząc.-Mogłabyś...?
-Czyżby?-szarpnęła mnie jeszcze raz.-Dlatego je zabandażowałaś?-jej głos ociekał złośliwością.
Wezbrał we mnie gniew. Niech zajmie się swoimi sprawami. Wyrwałam ramię z jej uścisku i spojrzałam jej w oczy.
-Co ciebie to obchodzi? Zajmij się swoimi sprawami.-wycedziłam przez zaciśnięte żeby.-A mnie-zrobiłam krótką pauzę-daj święty spokój.-dokończyłam dobitnie.-Ach, jeszcze jedno.-zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam jej odważnie w oczy, które pociemniały jej z gniewu..-Nie zgrywaj przed ludźmi kochającej i troskliwej matki, bo najzwyczajniej w świecie ci to nie wychodzi.Ośmieszasz się.-syknęłam i wyszłam.
Zadowolona z siebie ruszyłam po schodach. Każdy krok powodował piekielny ból. Matka wykrzykiwała pod moim adresem jakieś obelgi, zakazy i groźby. Jeszcze kawałeczek. Ostatnie metry. Dotknęłam palcami klamki i czując pod palcami chłodny metal odetchnęłam. Weszłam i zamknęłam drzwi na klucz. Zasłoniłam okna pogrążając sypialnię w mroku. Padłam na łóżko i zacisnęłam dłonie w pięści. Noga bolała coraz bardziej, a rana pulsowała.
-Mam dość.-szepnęłam i zamknęłam oczy.

Kilka minut później usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Mel? Wszystko gra?
-Morgan?-zdziwiłam się.
-Mel, otwórz drzwi.
-Jasne.-mruknęłam i zwlekłam się z łóżka.
Doczłapałam do wejścia, przekręciłam klucz i uchyliłam je na kilka centymetrów.
-Tak?
-Mogę?
-Ym,-spojrzałam na kolano-wiesz, jestem trochę niewyspana...
-Melody, daj spokój. Wiem co jest grane. Wszystko słyszałem. Mogę?
-Wejdź.-westchnęłam i odsunęłam się.
Morgan powoli wsunął się do pokoju. Zamknęłam za nim drzwi i kulejąc podeszłam do toaletki i zaczęłam rozczesywać włosy.
-Melody, co się stało? Znów to robisz?-zapytał cicho.
Zamarłam ze szczotką uniesioną w górze.
-Co robię?
-Znów się... okaleczasz?-dokończył.
Odwróciłam się w jego stronę.
-Nie.-warknęłam.-Nie okaleczam się. Bawisz się w moją matkę?
-Skądże Mel! Martwię się o ciebie...
-Niepotrzebnie.-ucięłam i nagle poczułam, że natychmiast muszę wyjść.-Morgy, przepraszam. Muszę wyjść. Teraz.-dodałam z naciskiem.
-Jasne.-podniósł się z krzesła.-Pójdę już. Żywopłot czeka. Ale gdyby coś, to wiesz gdzie mnie znaleźć.
-Wiem. Dzięki.-podeszłam i przytuliłam go.-Pozdrów Ruby.
-Okey.-uśmiechnął się i wyszedł.
Musiałam przemyśleć kilka spraw. Czemu znów dzieje się to samo? Czemu ten koszmar wraca? Rzuciłam szczotkę na łóżko. Chwyciłam kluczyki i pudełko zapałek i zeszłam do garażu.

Pierwszy raz podziękowałam Bogu za automatyczną skrzynię biegów w moim BMW. Ruszyłam w stronę West Hills. Włączyłam radio żeby nie jechać w takiej głuchej ciszy. Z głośników popłynęła jakaś smętna piosenka. Boże, proszę, chociaż bez takich.
Wjechałam na parking przed parkiem i wyłączyłam silnik. Oparłam czoło o kierownicę i zamknęłam oczy.
-Pieprzony świat.-mruknęłam i odpięłam pas.
Wysiadłam i zamknęłam samochód. Ruszyłam do mojego miejsca nad Blue River.

Ostatnie stopnie i już będę w najrzadziej odwiedzanej części parku. A potem tylko kawałeczek i za starym amfiteatrem zejście w dół. Od małego przesiadywałam tam gdy było mi źle. Powoli zsunęłam się po żwirku, żeby przejść przez dziurę w murze. Skupiłam się na stawianiu ostrożnie stóp, żeby się nie przewrócić.

-Ałaa...-jęknęłam przeciągle gdy tylko przeniosłam ciężar ciała na prawą nogę.
Przekładając lewą nogę usłyszałam chrzęst żwiru. Podniosłam raptownie głowę, zapominając o tym, że stoję na niesprawnej nodze i poleciałam w dół modląc się o delikatny upadek. Ktoś jednak złapał mnie za ramiona i podtrzymał.
-Nic ci nie jest?-ciepły, miękki, głęboki męski głos i piękny uśmiech zamigotały mi w umyśle.
Przywrócił mi właściwą postawę, a ja odsunęłam się raptownie i aż usiadłam na murku.
-A co ty tu robisz?
Uśmiech zgasł.
-Myślę.-mruknął i odsunął się ode mnie.
Wcisnął ręce głęboko w kieszenie spodni i opuścił głowę. Stanęłam na nogi i chciałam ruszyć dalej, usiąść na moim stałym miejscu i wyciągnąć mój skarb. Ledwie zrobiłam krok zaklęłam z bólu.
-Pomóc ci?-zapytał.
-Nie.-rzuciłam i śmiało ruszyłam naprzód.
Kiedy wreszcie dotarłam do wyznaczonego punktu ciężko opadłam na piach.
-Jestem Harry!-krzyknął.
-A ja Hermiona!-odkrzyknęłam.-Możesz już iść?!
-Może innym razem będziesz miała lepszy humor! Do zobaczenia!
-Nie będzie innego razu.-westchnęłam i zamknęłam oczy.

Odczekałam chwilę aż jego kroki ucichły. Usiadłam i wsunęłam rękę do kieszeni spodenek. Była tam. Wyciągnęłam pudełko od zapałek. Powoli wysunęłam szufladkę i wyjęłam z niej pobłyskującą srebrem żyletkę. Boże, jak dawno tego nie robiłam. Już niemal zapomniałam jak jej użyć! Przyłożyłam ostrze do skóry na nadgarstku i mocno docisnęłam. Popłynęła krew. Przesunęłam ją tworząc głębokie rozcięcie. Czerwona ciesz popłynęła cienkim strumyczkiem. Spływała w dół, kapała na udo i piach. Pomyślałam o Chadzie. Ty cholerny gnoju. Znów rozcięłam skórę. I znów popłynęła krew. Tak właśnie radziłam sobie z problemami. Kolejne cięcie i następne. Cholera, coś szło nie tak. Było zbyt dużo krwi. Ale mnie to nie zaniepokoiło. Liczyło się tylko uporanie z kłopotem. Cięłam dalej. Coraz szybciej. W końcu wszystko pociemniało i zaczęło się zamazywać. Świat wirował, a ja czułam się dobrze.

*********************************************************************************
No witam dziewczynki ! Jak się podoba? Pierwszy zwyczajowo-gniot. No bo czymś trzeba zacząć. Później może będzie lepiej ;p A to taki prezent ode mnie na dzień bloga i ostatnie minuty wakacji ;] więc kochane moje. Teraz poproszę, żeby w komentarzach pod tym rozdziałem pojawiły się także linki do waszych witrynek ;] i zachęcam was do odwiedzania blogów innych czytelniczek ;] idea dzisiejszego dnia trochę się nam rozszerzy, bo 5ciu wybrać nie potrafiłabym, gdyż znam zbyt wiele znakomitych opowiadań ;] także zapraszam was baaardzo serdecznie do komentowania i zostawiania adresów. Buziaczki :* Lex :* 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Prolog, czyli przywitajcie mnie wśród żywych.

Kiedy pierwszy raz cudem uniknęłam śmierci miałam niespełna 15lat. Byłam zakochana, pragnęłam jego bliskości. A on? O ironio... on mnie ignorował. Tamtego dnia szłam ulicą i obserwowałam jego kumpli. Tak, szłam za nimi. Owszem, śledziłam ich. Miałam torbę z książkami na ramieniu, telefon w dłoni. Nagle skręcili w jakąś uliczkę. Na myśl o tym, że mogłabym ich zgubić ogarnęła mnie panika. Wbiegłam na jezdnię. A potem było uderzenie. Huk. Ból. Krzyk. I ciemność...

Patrzyłam na to co się działo w sali. Ratownicy reanimowali moje ciało, a lekarze biegali dookoła udając, że się konsultują. Moje serce biło, ale zbyt słabo by utrzymać mnie przy życiu. Adrenalina? Nie w tym przypadku. Byłaby jak pętla na szyi wisielca. Defibrylator? Wyrwałby mojemu sercu resztkę mocy...

Wyszłam z sali. Towarzyszyły mi krzyki: Tracimy ją!
Na plastikowym krzesełku siedziała moja matka. Choć powiedzmy sobie szczerze, rodzicielka, bo tylko to miano jej przysługuje. Płakała w objęciach jakiejś drobnej pielęgniarki. Żałosne. Po co urządzała przedstawienie? Doskonale wiem, że zawsze jej we wszystkim przeszkadzałam, zawsze słyszałam tylko: Melody, daj mi wreszcie święty spokój. Czy mnie kochała? Absolutnie nie. I dawała mi to odczuć przy każdej możliwej sposobności.

Szłam dalej. Widziałam jak z ciał wydostawały się duchy. Niektóre szły za mną.
Gdzie ja tak właściwie jestem? Żyję?

Melody, chodź do mnie.
U szczytu schodów przed którymi stałam pojawiła się postać. Wysoki, szczupły latynos. Cholernie przystojny. Ruszyłam w jego stronę. Było w nim coś takiego, co kazało mi iść. Dzieliły nas ostatnie 4 schodki. Poczułam szarpnięcie w dół. Po chwili kolejne.

Obudziłam się w szpitalnym łóżku wzbudzając tym niemałą sensację. Wokół mnie wiło się mnóstwo kabli i wszelkiego rodzaju rurek. Nogę i rękę miałam w gipsie, na szyi kołnierz ortopedyczny. Przybiegli lekarze, zbadali mnie a potem jeden z nich zapytał:
-Wiesz co się stało?
Przytaknęłam.
-Opowiedz nam o tym.-zażądał.
Mówiłam i mówiłam. W końcu umilkłam.
-Czy to wszystko?-zapytał.
Odetchnęłam głęboko i popełniłam największy błąd w moim życiu. Wyjawiłam im szczegóły mojej duchowej wędrówki. Jeden z nich uśmiechnął się łagodnie. I od tego wszystko się zaczęło. Od jednego, łagodnego uśmiechu...

Psychologowie, psychiatrzy, terapeuci. Wmawiali mi, że to był sen. Że to nie miało prawa się zdarzyć. Ale ja wiedziałam swoje...

Teraz mam 18lat, 2 próby samobójcze na koncie, 3 miesiące na oddziale zamkniętym, moje ciało zdobi kilka  blizn, a w szkole uważają mnie za wariatkę. Jestem w ostatniej klasie i w tym roku pokażę na co mnie stać.

Witajcie w moim świecie. Witajcie w świecie bólu, cierpienia i smutku nieszczęśliwego dziecka. Witajcie w świecie Melody Hunter.

piątek, 10 sierpnia 2012

Info :)

Hejo ! . No tak sobie pomyślałam , że może by tak napisać wam coś od siebie... No więc , dziękuję wam za ten czas który poświęciłyście na czytanie tego opowiadania. Dziękuję za komentarze . W ogóle dziękuję za to że byłyście .

Postanowiłam, że za około 2 tygodnie zobaczycie blog w nowej odsłonie , z nowym opowiadaniem . Ciekawa jestem jak odbierzecie tę nową formę i zupełne przeciwieństwo obecnego opowiadania .

 Do napisania :)
Buziaki ,
Wasza Lex :*

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 52, czyli pożegnanie z bohaterami :)

-Gem? Musisz mi pomóc. Spotkajmy się za 10 minut w House of dreams.
-Harry? Co ty kombinujesz? Chyba nie...
-Tak. Właśnie tak. Będziesz? Proszę...
-Jasne. Jestem niedaleko.
-Świetnie. Widzimy się za 10 minut. Kocham cię.
-Ja ciebie też braciszku.
        Połączenie zakończone...
Wrzuciłem telefon do kieszeni, naciągnąłem na głowę kaptur i ruszyłem w stronę centrum.

-Tak, ten będzie idealny.-rzuciłem oglądając błyskotkę.-Daj rękę.
Chwyciłem Gemmę za nadgarstek i wcisnąłem jej pierścionek na palec.
-I jak?-zapytałem przyglądając mu się w skupieniu.
-Masz gust braciszku.-zaśmiała się.
-Pytam poważnie.-obracałem jej dłoń oglądając krążek z każdej strony.
-Jest prześliczny. Możesz być z siebie dumny.-pogłaskała mnie po włosach.
-Geeem...-jęknąłem i zdjąłem pierścionek z jej palca.-Wezmę ten.-podałem go sprzedawcy.

*kilka minut późnej, kawiarnia*
-Ech...-Gemma cicho westchnęła.
-Ym?-mruknąłem wyrwany z rozmyślań.
-Nie mogę uwierzyć w to, co planuje mój mały braciszek. Ani w to, że uczyni mnie ciocią. Podwójną ciocią.-uśmiechnęła się.-Chodź do mnie.
Przysunąłem się do niej, a ona mocno mnie przytuliła. Z telewizora wiszącego na ścianie dobiegł nas dzwięk zwiastujący wiadomości ze świata muzyki.
-Zobaczmy cóż ciekawego...-mruknąłem.

W oświadczeniu złożonym przez menadżerkę zespołu One Direction, które przedstawiliśmy wam dwa miesiące temu, dotyczącym najbliższej działalności chłopców, An Waver nawet słowem nie wspomniała o jakichkolwiek zmianach w otoczeniu 1D. Tymczasem Harry Styles niedawno opublikował na portalu społecznościowym Twitter zdjęcie, na którym przytula głowę do ciążowego brzucha jakiejś kobiety. Fanki pytają: O co chodzi? Harry zostanie tatą?
Sami chcielibyśmy wiedzieć. Czy pan Styles zostanie tatą w wieku 20lat? Czy w ciąży jest jego 19letnia partnerka, Alexis? Czy może jest to po prostu zdjęcie z ciężarną fanką? A może to jego siostra będzie mamą? Będziemy informować was na bieżąco, a teraz czekamy na reakcję zespołu.

-Harry?
Ton Gem nie zwiastował niczego dobrego.
-Taaak?-zapytałem niewinnym głosikiem.
-Ty sobie chyba żartujesz.-fuknęła i sięgnęła po telefon.-Nie wierzę.-sapnęła minutę później.
-W?-wtrąciłem cichutko.
-Czyś ty do reszty zgłupiał?! Alex wie?! No zwariowałeś, jak Boga kocham, zwariowałeś!-warczała.
-Wie. Wrzucaliśmy je razem.
Gemmę zamurowało.
-Że jak?-wykrztusiła.
-Zdecydowaliśmy, że je wstawimy. Za tydzień chcielismy poinformować o tym media.
-O zdjęciu?! Przecież oni sami się już dowiedzieli!-huknęła.
Kilka osób rzuciło nam nieprzychylne spojrzenia.
-Ciszej. Nie o zdjęciu, a o brzuszku.-usmiechnąłem się.-Nie patrz tak. An wie o wszystkim. Chłopcy też.
Z mojej kieszeni dobiegł nas dźwięk dzwonka. Wydobyłem aparat i rzuciłem okiem na wyświetlacz.
-Alex, odbiorę.-mrugnąłem do naburmuszonej siostry i odebrałem połączenie.-Tak kochanie?
-Pantoflarz.-Gemma nie potrafiła oszczędzić sobie odrobiny złośliwości.
Pokazałem jej język i sięgnąłem po pudełeczko z pierścionkiem.
-Widziałem kochanie... Tak... Na kawie... Z Gemmą. Niedługo będę.-mówiłem z uśmiechem przyglądając się krążkowi.-Jak się czujesz?... Jest ktoś z tobą?... Właśnie przyszedł? Byłaś sama? Przecież wiesz, że ci nie wolno... Kochanie, ale teraz to już nie przelewki. W każdej chwili może się zacząć... Dobrze, nie denerwuj się. Daj mi go na chwilę... Liam? Dobrze, że cię słyszę. Będę za pół godziny. Posiedzisz z nią?... Super. Dzięki stary. Narazie.
Schowałem telefon i spojrzałem na siostrę. Z jej twarzy zniknął złośliwy uśmieszek.
-Czemu tak patrzysz?-zapytałem.
-Harry, spoważniałeś.-rzuciła.-Stałeś się odpowiedzialny.
Wzruszyłem ramionami.
-Gem, daj spokój.-mruknąłem.-Przepraszam, ale muszę lecieć.-uciąłem rozmowę.
-No tak. Alex nie może być sama.-powiedziała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
-Nie złość się.-dotknąłem jej ramienia.
-Nie mam o co.-uśmiechnęła się.-Pa braciszku.-przytuliła mnie i pocałowała w policzek.
-Pa Gem.-odparłem.

                                                                              *
Kolacja którą zorganizował Harry była cudowna. Wszyscy świetnie się bawili. Kiedy na stole nie zostało już nic jadalnego chłopak zaprosił zebranych na film.
-Idźcie, a ja posprzątam.-wtrąciła Alex.
-Pomogę ci.-Harry nie pozostawił jej wyboru.
Kilka minut później wszyscy usłyszeli huk tłuczonego szkła. Czym prędzej rzucili się do drzwi. W holu stała Alex, a przed nią klęczał Hazza zbierając odłamki szkła.
Teraz albo nigdy-pomyślał Loczek i odłożył pozostałości talerzy na posadzkę.
-Alexis? Wiem, że to może nie najlepszy moment, ale musisz wiedzieć. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i bez maluchów. Alex, wyjdziesz za mnie?-mówiąc to wydobył pudełeczko i podał je dziewczynie.
Wszyscy wstrzymali oddech. Alexis ze łzami w oczach dotknęła brzucha, a potem wzięła od Harrego podarek.
-Och Harry. Tak. Oczywiście, że tak!-rzuciła mu się na szyję.

                                                                           * *
-O Boże. To już.-obudziłam się, czując, że pościel zrobiła się mokra.-Harry? Harry obudź się. Zaczęło się. Harry?-szarpałam Loczka za ramię.
-Coo?-otworzył oko.
-Zaczyna się.-szepnęłam.
-Co?! Jak to?!-zerwał się.-Przecież dopiero za tydzień miałaś iść do szpitala!
-Hazza, nie panikuj. Czasem tak się dzieje. Aaa!-krzyknęłam czując skurcz i chwytając się za brzuch.
-Alex?!
-Idź obudź któregoś z chłopców i mamę.-stęknęłam.
-Alexis? Ale ja nie mogę cię zostawić!-krzyknął.
-Ale porodu tutaj odebrać też nie możesz!-wrzasnęłam chwytając się za brzuch.
-O Boże. O Boże.-Harry nerwowo przeczesywał loki.
-Harry!-krzyknęłam.
-Tak. Jasne. Obudzić kogoś.-ruszył do drzwi a ja znów krzyknęłam.
W tedy jakby coś nim wstrząsnęło. Otworzył drzwi i wrzasnął:
-Alexis rodzi! Chłopaki! An! Aaa!-a potem zemdlał.
-Harry!-krzyknęłam.

                                                                        * * *
W samochodzie chłopakom udało się ocucić Hazzę. An zajmowała się Alex, a Liam kierował. Gdy dotarli do szpitala lekarze natychmiast zajęli się dziewczyną. 15 lipca, o 2:30 i 2:33 na świat przyszły bliźnięta Alexis Julie Waver i Harrego Stylesa.

                                                                      * * * *
Wszedłem na salę i zobaczyłem moją Alex trzymającą w ramionach dwa maleńkie zawiniątka. Kiedy podszedłem i spojrzałem na spokojne twarzyczki łzy napłynęły mi do oczu.
-Nasze maleństwa.-szepnąłem.-Nasze maleńkie Melody Darcy i Toby Larry.
Alexis uśmiechnęła się i podała mi synka.
-Witaj zuchu.-dotknąłem maleńkiego policzka.-Jak się masz?
-Dostał 10 punktów.-szepnęła.-Waży 3100 i ma 53centymetry.
-Dzielny chłopczyk.-delikatnie ucałowałem go w czoło i oddałem Lex.-Melody, chodź do tatusia.
Wziąłem na ręce moją córeczkę.
-Też dostała 10 punktów. Ale waży 2950 i ma 50 centymetrów.
-Brat nie pozwalał ci jeść?-zapytałem i pogładziłem ją po nosku.
Poruszyła się i położyła rączkę na moim palcu. To było najpiękniejsze uczucie.

Kiedy maluchy skończyły 4 miesiące Alex i Harry wzięli ślub. W tym samym dniu ochrzcili dzieciaki. Liam i Sara zostali chrzestnymi Melody, natomiast Louis i Gemma Toby'ego. Media i fanki gratulowały młodym rodzicom. W prezencie od fanów Harry często dostawał maskotki albo ubranka. Wszyscy uwielbiali maluchy. 
Jednego możemy być pewni. Ta dwójka ma najwspanialszą rodzinę. Rodzinę ONE DIRECTION.

środa, 18 lipca 2012

:)

Hejo :* ! Słuchajcie , zdecydowałam , że tak skończyć tego nie mogę . Stwierdziłam , że napiszę jeszcze jeden rozdział, żeby wszystko było jasne , piękne i wgl och :] zdecydowałyście , że nowa historia ma się pojawić na tym blogu . ale to tylko jeden głos zdecydował, że tak ma być. oczywiście wystrój się zmieni, historia też. myślę , że jakoś ok. 10.08 możecie zajrzeć i myślę, że coś już dla siebie znajdziecie :), a ostatni rozdział pojawi się już niedługo. Buziaczki , Lex. :*

środa, 11 lipca 2012

Rozdział 51

Heja :* tak szybko tylko powiem , że historia była napisana wcześniej , więc teraz zakończenia nie zmienię . Przed wami 51 .

***************************************************************************
*dwa lata i trzy miesiące później*

Siedziałam na ławeczce i wpatrywałam się w granitowy pomnik. Złote litery mieniły się w popołudniowym słońcu.

Dziękuję cię, że nade mną czuwasz. Tak bardzo tęsknię. Jak mam mu to powiedzieć? Proszę, pomóż mi.

-Kochanie, wszystko w porządku?
Jego ciepła dłoń spoczęła na moim ramieniu. Odwróciłam twarz w jego stronę i lekko się uśmiechnęłam. Usiadł obok i wziął mnie za rękę. Uścisnęłam ją delikatnie.
-Gdybyś się w tedy nie przewrócił... Gdybyś nie złamał nogi...-zaczęłam.
-Cii.-położył mi palec na ustach.-Zapomnij o tym.
-Kocham cię.-szepnęłam, a on objął mnie ramieniem.
Kieszeń spodni zaczęła palić mnie żywym ogniem. To był znak na który czekałam.
-Harry, puść mnie.
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale zabrał rękę. Wstałam i zaczęłam wyciągać z kieszeni jej zawartość. Ostatni raz spojrzałam na to co trzymałam w dłoni. Zacisnęłam palce i usiadłam.
-Alex?-chłopak niepewnie dotknął mojej nogi.
Chwyciłam jego dłoń i wsunęłam mu test w rękę. Zagięłam mu palce i cofnęłam dłoń.
-Co to?-zapytał.
-Sam zobacz.-odparłam skubiąc dół bluzki.
Hazza spokojnie zerknął na kawałek plastiku. Jego twarz przybrała nieprzenikniony wyraz. Uniósł oczy i zerknął na mnie. Uśmiechnęłam się oglądając swoje paznokcie.
-Czy to...?
Skinęłam głową.
-Będę...?
Kolejne kiwnięcie.
-Dobry Boże.-szepnął i kucnął przede mną.
Spojrzałam na niego. Uśmiechał się szeroko.
-Kiedy?
-Już 4 tygodnie. Byłam u lekarza.
-Nie wierzę.
-Może czas najwyższy uwierzyć?
Głęboko odetchnął i mocno mnie przytulił.
-Skarbie, tak się cieszę! Tak bardzo się cieszę!
Zaczęłam się śmiać. Wziął mnie na ręce i obrócił się dookoła.
-Będę tatą!-krzyczał.
-Cicho! Przestań! Nie zapominaj się.-zganiłam go.
-Obiecuję panu, że będę o nich dbał. Obiecuję!-krzyknął i postawił mnie na ziemi.
-Tato, przepraszam za niego.-mruknęłam.
-Chodź.-pociągnął mnie za rękę i zaczął biec.
Nie mogłam za nim nadążyć. Dopadł do samochodu, posadził mnie na masce i zaczął całować. Oddawałam pocałunki. W końcu opamiętał się, wyprostował i wskazując na mój brzuch zapytał:
-Mogę?
Skinęłam głową. Powoli wyciągał rękę. Palce lekko mu drżały. Zerknęłam na niego. Spoglądał na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się, delikatnie ujęłam jego dłoń i przysunęłam do brzucha. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Harry pogładził go, a potem zaczął krzyczeć z radości.

*godzinę później*
Siedzieliśmy w salonie. An miała za chwilę wrócić. Przez telefon Alex powiedziała jej, że chcemy z nią porozmawiać.
-Denerwuję się.-mruknęła ściskając test w dłoni.
-Będzie dobrze. Poradzimy sobie.-uśmiechnąłem się do niej pocieszająco.
W tedy do pokoju wpadła An.
-No co się dzieje?-sapnęła i opadła na fotel.
Lex spojrzała na mnie, a ja kiwnąłem głową.
-Mamo...-zaczęła niepewnie.
-Tak?-An czuła, że coś się święci, więc usiadła prosto.
AJ wyciągnęła rękę i położyła przed nią test ciążowy. Kobieta spojrzała na niego, a potem na nas. Zżerały mnie nerwy. Ściskałem dłoń dziewczyny najmocniej jak się tylko dało.
-Czy chcesz mi właśnie powiedzieć, że zostaniesz mamą, a ja babcią?-zapytała po chwili ciężkiego milczenia.
-Tak mamo.-szepnęła Lex.
-O Boże.-mruknęła.-Będę babcią.-zamilkła.-Córeńko! Gratuluję! Harry! Chodźcie do mnie!
Odetchnęliśmy z ulgą i padliśmy sobie w ramiona.
-Skarbie, cieszę się, ale czy to trochę nie za wcześnie? Jesteś jeszcze taka młoda...
-Mamo, stało się. Nie odkręcę tego.-rzuciła.
-A ja i tak chciałem mieć z tobą dzieci.-wtrąciłem.
Nagle zapadła grobowa cisza. Panie popatrzyły na mnie zdumione. To był ten moment.
-Alexis.-ująłem dłoń dziewczyny.-Kocham cię ponad życie. Wróć. TY jesteś moim życiem. You know you are my life, my voice, my reason to be. My love, my heart is breathing for this moment in time.-zanuciłem.
Łzy zalśniły w oczach Alexis.
-Och Harry.-szepnęła i przytuliła się do mnie.

*wieczorem*
-Jeju, czy oni nie mogą choć raz być cicho?-westchnęłam odkładając książkę.
Spuściłam nogi z łóżka i przeciągnęłam się. Wstałam i skierowałam się do drzwi.
-Jak Boga kocham, odrutuję ich.-mruknęłam i otworzyłam drzwi.
-Alex!-Louis rzucił się na mnie.-Gratuluję!
-Właśnie, świetnie mała!-zawtórował mu Nialler wchodząc do środka.
-Jezu, jak się cieszę!-Zayn nie mógł ukryć wzruszenia.
-Też się cieszę, ale uważajcie na nią!-Liam próbował przekrzyczeć wrzaski zaaferowanego Lou.
Domyśliłam się, że Harry już im powiedział.
-Daj się uściskać!-Niall wyciągnął do mnie ręce.
Przytuliłam go. W drzwiach stanął Harry i widząc ogólne zamieszanie uśmiechnął się.
-Widzę, że już ją dopadliście.
-Yhym.-mruknęłam.-Może teraz przenieście swoje miłości na Harrego?-zaproponowałam.
Uśmiechnęli się i podeszli do drzwi.
-To my pójdziemy. Damy ci odpocząć. Żegnam panów.-Liam zdecydowanie wypychał chłopców za drzwi.
Roześmiałam się i usiadłam na fotelu. Kiedy gwar rozmów na korytarzu ucichł położyłam dłonie na brzuchu i szepnęłam.
-Maleństwo, ale namieszałeś.

*5 miesięcy później*
-Panie doktorze, przepraszam, ale czy możemy tak trochę większą gromadką?-uśmiechnęłam się przepraszająco.
Mężczyzna skinął głową.
-Domyślam się, że nie ma innego wyjścia.
Kiwnęłam reszcie głową. Do małego gabinetu wsypali się chłopcy, mama, mama Harrego, Gemma, Steps i sam Harry na końcu. Lekarz nieznacznie chrząknął i wskazał leżankę.
-Proszę, panno Waver. Zrobimy USG. Który to już mamy miesiąc?-zerknął do karty.
-Koniec szóstego.-odparli chórem wszyscy obecni.
Zamknęłam oczy zrezygnowana, a doktor Jennings się roześmiał.
-Rozumiem, że jest pani pod doskonałą opieką.
-Jak widać.-westchnęłam.
Doktor uruchomił aparaturę, nałożył żel i przystawił słuchawkę do brzucha.
-Proszę spojrzeć. Tu mamy główkę, tu brzuszek, tu rączki, jedną, drugą, trze...-urwał w pół słowa.
-Trzecią?-zapytałam wystraszona.
Harry mocno ścisnął moją dłoń.
-Proszę chwilę poczekać.
Zaczął naciskać niezmiernie dużą liczbę guzików. Coś przestawiał. Spojrzałam przerażona na Hazzę. Będzie dobrze, wymówił bezgłośnie.
-Panno Waver, panie Styles. Gratuluję. To naprawdę zdrowa i silna dwójeczka.
-Dwójeczka?-powtórzyliśmy jak automaty.
-Tak. To bliźnięta.-uśmiechnął się.
-Bliźnięta.-szepnęłam.-Parka?
-Na 97%.-odparł.
-Jezu.-szepnęłam, a w gabinecie rozległ się krzyk radości kilku osób.
Rozejrzałam się. Wszyscy się ściskali i uśmiechali.
-Proszę. To zdjęcia państwa maluszków.-doktor Jennings podał Harremu wydruk.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i przytulił głowę do mojej dłoni.

*********************************************************************************
No to tak jak mówiłam . Niestety zakończenia już nie zmienię. Mam nadzieję, że się podobało . Przepraszam , ale wczoraj miałam scysje z mamą i nie mogłam dodać -.- Buziaki i do nn-ki. Lex :*

poniedziałek, 9 lipca 2012

Tak sobie myślę...

Siemaa :* Tak się zastanawiam , czy może chciałybyście poznać rozdział 51 . I tak się zastanawiam czy wstawić czy też nie ... Jak chcecie ? Piszcie .
UWAGA !
Mniej niż 13 komentarzy - nie wstawiam !
Wiem , że jak wam zależy to dacie radę ;p Już nie raz pokazałyście klasę :)
Wejdę tu o 20 i w tedy się rozstrzygnie .
Buziaki . :* Lex. 

niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 50

Tak jak obiecałam . Rozdział 50 przed wami . Przypominam o ankiecie ! Lex :*

*********************************************************************************
-Utrzymajcie ją w śpiączce.-poleciłem wychodząc.
Cicho zamknąłem drzwi i ruszyłem do dyżurki. Wciąż czekałem na matkę Alexis. Wiedziałem już co dolega jej córce.
-Dave? Pani Waver do ciebie.-Carmen wychyliła się zza regału.
-Świetnie. Poproś ją.
Chwilę później moim oczom ukazała się całkiem ładna, na oko 45letnia i łudząco podobna do córki kobieta. Miała zaczerwienione oczy i chusteczkę w dłoni.
-Proszę, niech pani usiądzie. Musimy porozmawiać.
-Co z moją córką?-zapytała zajmując miejsce.
Wziąłem głęboki wdech.
-Musi mi pani powiedzieć, czy córka przyjmuje na stałe leki o silnym działaniu uspokajającym?
Kobieta otworzyła szeroko oczy.
-Nie. Absolutnie. Alex nigdy nie przyjmowała na stałe żadnych leków.-zaprzeczyła energicznie kręcąc głową.
-Na pewno?
-Panie doktorze, wiem co mówię. Znam moją córkę.
-Rozumiem.-pokiwałem głową.-Więc to co pani teraz usłyszy może wydać się absurdalne.
-Słucham?-przerwała mi.
-Cóż.-splotłem palce i położyłem dłonie na biurku.-Alexis przedawkowała leki uspokajające. W jej krwi wykryliśmy ich bardzo duże stężenie. W efekcie jej organizm nie mogąc poradzić sobie z nadmiarem szkodliwych czynników przestał działać prawidłowo. Doszło do nieznacznych uszkodzeń wątroby i żołądka, ale bezpośrednio nie zagraża to życiu pani córki.-zakończyłem.
Matka dziewczyny siedziała nieruchomo wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili wyszeptała:
-To niemożliwe.
-Bardzo mi przykro pani Waver.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
-Czy to będzie miało jakieś poważne skutki?-zapytała ocierając oczy.
-Nie wiem. Na razie utrzymujemy ją w stanie śpiączki farmakologicznej. Do dalszych działań niezbędna będzie pani zgoda.
-Zgadzam się. Zgadzam się na wszystko co pomoże mojej córce.
Podsunąłem jej dokumenty do podpisu. Przeczytała je i złożyła podpis.
-To wszystko co mogłem pani powiedzieć.-rzuciłem.-Obiecuję zrobić co w mojej mocy, aby Alexis wydobrzała.
-Dziękuję. Liczę na pana.-odparła.
Wstała, wzięła do ręki torebkę i udała się do drzwi.
-Czy mogę ją zobaczyć?-zapytała trzymając dłoń na klamce.
-Oczywiście.-wstałem i podszedłem do niej. Wyszliśmy na korytarz.-Siostra Meghan panią zaprowadzi.
Skinęła głową.
-Meg.-zwróciłem się do pielęgniarki.-Zaprowadź panią do 116 i powiedz Carmen, żeby nie podawała więcej leków. Budzimy ją.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła korytarzem w kierunku sali. Matka Alexis podążała za nią kurczowo zaciskając palce na torebce.

*An*
-Alex. Moja maleńka córeczko.-szepnęłam.
Podeszłam do łóżka, usiadłam na stołeczku i chwyciłam ją za rękę.
-Moje kochanie. Co się stało? Kotku, co się z tobą stało? Gdzie się podziała moja Alexis Julie?
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Czułam się fatalnie. Wewnątrz mnie coś kipiało ze złości. Byłam wściekła na siebie, że nie widziałam tego, że z AJ coś się dzieje. Wściekła na nią za to, że to zrobiła. Wściekła na chłopców za to, że jej nie pilnowali.
-Och Alexis.-zaszlochałam.-Przepraszam córeczko. Tak strasznie przepraszam.
Wstałam, podniosłam torbę i ruszyłam do drzwi.
-Wracaj do nas. Będę na zewnątrz.

Mamusiu, ja nie chciałam. Nie wiedziałam... Rails zadzwoniła i powiedziała mi o liście z sądu. Wyznaczono termin rozprawy przeciw Philowi. Tak bardzo się bałam. Nie chciałam was martwić. Myślałam, że sama sobie z tym poradzę, a powiem wam po zakończonej trasie. Nie chciałam tego zrobić... Naprawdę... Przepraszam... Szkoda, że mnie nie słyszysz...
Łzy spłynęły po policzkach nieprzytomnej dziewczyny...


*Niall*
Siedzieliśmy pod salą i czekaliśmy na An.
-Harry, dobrze się czujesz?-zapytałem patrząc na jego bladą twarz.
-Tak.-mruknął.
-Nie wyglądasz najlepiej.-Zayn spojrzał na mnie znacząco.
-Martwię się o nią. To wszystko.-odparł przecierając oczy.
-Jasne.-pokiwałem głową.
W tedy usłyszeliśmy głos An:
-Chłopcy?
Jak na komendę zwróciliśmy głowy w jej stronę.
-An?-Harry wstał i podszedł do niej.-Och An.-objął ją mocno.
-Harry.-pogłaskała go po głowie.-Już dobrze. Chodź, usiądziemy.
Podeszli do nas i zajęli miejsca. Na policzkach Harrego lśniły łzy. Wyglądał jak mały, bezbronny chłopczyk. Podszedłem i poklepałem go po ramieniu. Uśmiechnął się słabo. Usłyszałem kroki. Zwróciłem głowę w stronę z której dobiegały.
-Liam.-powiedziałem i ruszyłem mu naprzeciw.
Stanęliśmy przodem do siebie. Chwilę przyglądałem się jego zatroskanej twarzy, a potem padłem mu w ramiona. W milczeniu klepał mnie po plecach.
-Co z nią?-zapytał szeptem.
Pokręciłem głową.
-Chodź.-lekko pchnął mnie w kierunku An.

*An*
-Chłopcy, nie będę przed wami niczego ukrywała. Alexis przedawkowała środki uspokajające. Nie jest z nią najlepiej. Nie wiem czemu to zrobiła. Wątroba i żołądek są uszkodzone. Nie wiem co będzie dalej. Nie wiem.-szepnęłam starając się zachować zimną krew.
Patrzyli na mnie pustym wzrokiem...

*Liam*
To niemożliwe. Alex coś przedawkowała? Ale dlaczego? Co się do cholery działo? Czułem jak wypełnia mnie niepokój. Co będzie dalej?

*Niall*
Ja chyba śnię. To wszystko nie może być prawdą. Co tu się w ogóle dzieje? Uścisnąłem ramię Zayna. Czekałem na jakieś zaprzeczenie z jego strony. Na jakiś komentarz. Ale on milczał. Zamknąłem oczy, policzyłem do dziesięciu. Miałem nadzieję, że kiedy je otworzę wszystko będzie dobrze. Ale tak się nie stało...

*Zayn*
Uszło ze mnie powietrze. Alex zrobiła sobie coś tak okropnego. Tylko czemu? Czy to moja wina? Spuściłem głowę. Czy to jest początek końca?

*Louis*
Zerwałem się na równe nogi, ale zaraz usiadłem. Rozejrzałem się spanikowany. Chciałem by ktoś zaprzeczył temu co usłyszałem. A jeśli ona...? Co ja...? Nie, przestań, nie wolno ci tak myśleć!,zganiłem się. Zacząłem szukać dłoni Hazzy.

*Harry*
Poczułem się tak jakby ktoś mnie uderzył. Ostry, przeszywający ból w dole brzucha.
-To niemożliwe. To nie prawda.-mruknąłem.
Lou delikatnie ujął moją dłoń.
-Hazza...-usłyszałem.
W tedy coś we mnie zawrzało. Alex co chwilę lądowała w szpitalu. Przysparzałem jej tylko kłopotów.
-Przestańcie!-wrzasnąłem.-Mam tego dość!
Zerwałem się z miejsca i wybiegłem.

Harry biegł ile sił w nogach. Gorące łzy paliły go pod powiekami, spływały po twarzy. Nie wiedział dokąd pędzi. Biegł byle dalej. Chciał od tego uciec. Gnał nie zwarzając na przechodniów ani samochody. Nogi same poniosły go na szczyt klifu na którym znalazł Alexis. Nim dobiegł do krawędzi już wiedział, że tego chce. Że chce z tym wszystkim skończyć. Raz na zawsze. Pozostał zaledwie krok, a potem chwila spadania i błogi spokój... Już zawsze błogi spokój...

sobota, 7 lipca 2012

Powracam !

Hej dziewczątka :* Już jutro nowy rozdział . Cieszycie się? Tylko że jest coś czym was zasmucę . Zapewne pamiętacie iż bd to rozdział 50. Nieuchronnie zbliżamy się do końca . Jeszcze jakieś 2-3 rozdziały i nastąpi koniec. Ale nie martwcie się . Mam nową historię i tylko od was zależy czy będzie opublikowana. Z prawej strony pojawia się ankieta. Odpowiadajcie :*
Do jutra Lex. :*

środa, 13 czerwca 2012

Może warto żebyście przeczytały...

Dziewczyny, dziś bez żadnego witam, hej czy czegoś w podobie. Ale od razu przejdę do konkretów. Ja wiem, że pewnie macie dość czytania ciągłych moich tłumaczeń związanych z rozdziałami, może nie macie ochoty na kolejne, ale chciałabym żebyście przeczytały przynajmniej to i mam nadzieję, że zrozumiecie.

Ostatnio nawarstwiło mi się sporo problemów. Pomijam koniec roku i walkę o oceny. Chodzi mi o bardzo osobiste problemy. Po prostu nie jestem w stanie nad tym zapanować i wszystko wali mi się na głowę. Rozdziały są w rozsypce, blog popada w ruinę, wy zaczynacie mnie nienawidzić. Ale poza tym są jeszcze inne rzeczy.

Nie jestem w stanie napisać porządnego rozdziału. To co skleiłam do tej pory to jakaś kolosalna porażka. Rozdział 50 i następne są bezsensownie beznadziejne. A to wszystko dlatego, że nie mogę się odciąć od własnych emocji. Zawsze gdy pisałam rozdział izolowałam siebie i swój świat od opowiadania, świata Alexis i jej miłości. Teraz zupełnie nie umiem się w tym odnaleźć. Wszystko jest tak naszpikowane moimi emocjami, całym smutkiem, żalem itp, że aż wstyd dawać wam takie coś do przeczytania. Nie chciałabym, żeby moje samopoczucie odcisnęło piętno na opowiadaniu.

Jeśli zamierzacie zapytać czemu po prostu nie zamknę bloga, ja was wyprzedzę i od razu odpowiem. Ponieważ was uwielbiam, jesteście dla mnie ważne i dosłownie serce mnie boli kiedy pomyślę o tym jak was traktuję. Już dawno powinnam była dać wam nowe rozdziały, ale nie potrafię ich napisać.

Po prostu się pogubiłam. Najpierw muszę odnaleźć samą siebie, tę dawną, tę którą znacie jako autorkę. Życzyłabym sobie, żeby stało się to jak najszybciej.

Macie prawo mnie oceniać, macie prawo mnie skrytykować, macie prawo mnie znienawidzić itd. Zrozumiem również, jeśli porzucicie bloga i przestaniecie go czytać. Nie będę zła.

Wytrwałość jest największym atutem w dążeniu do celu. Ale co jeśli na drodze stają głazy wielkości wulkanów? W tedy po prostu trzeba je powoli rozdrabniać i przenosić gruzy na bok.

Lex.

niedziela, 3 czerwca 2012

Ważne ! .

Strasznie was przepraszam, ale dziś rozdziału nie będzie. Dorwałam się do komputera kuzynów i postanowiłam szybko was o tym powiadomić. Zeszyt z opowiadaniem został w domu a moja ukochana mama zarządziła , że o 9 jedziemy do jej chrześniaka . Mimo protestów zostałam przegłosowana i siłą zmuszona do opuszczenia domu. Czas powrotu jest mi niestety nie znany, więc rozdział pojawi się w tygodniu . Strasznie was przepraszam i całuję.  Zdesperowana i śmiertelnie zasmucona Lex :*

niedziela, 27 maja 2012

Rozdział 49

Wszedłem do pokoju i wypakowałem kanapki. Wreszcie miałem chwilę dla siebie. Ledwie zdążyłem usiąść na kanapie interkom dał o sobie znać:
-Potrzebuję kogoś do trójki. Mamy nieprzytomną siedemnastolatkę.
Podniosłem się i wciskając guzik powiedziałem:
-Zaraz będę.
Złapałem fartuch i stetoskop i wyszedłem na korytarz. Zacząłem przepychać się między dziesiątkami pacjentów potrzebujących pomocy.

-No dobra, co my tu mamy?-zapytałem wyciągając rękę po papiery.
-Tak jak mówiłam. Nieprzytomna siedemnastolatka. Koledzy zadzwonili po karetkę. Nic więcej o niej nie wiemy.
-Cudownie.-podałem dokumenty Marry.-Nicolas rentgen płuc. Margaret podstawowe badania. Carmen tomografia głowy, USG i rentgen jamy brzusznej. Chcę mieć ją całą w liczbach.-naciągnąłem rękawiczki i pobieżnie ją zbadałem.-Nic tu nie widzę. No, do roboty. Ja idę po numer do tych kolegów.
Zostawiłem ich przy pacjentce i skierowałem się do recepcji. Nikki siedziała za kontuarem i cierpliwie tłumaczyła coś dwóm chłopakom.
-Nikki?-zagadnąłem.
-Proszę chwilę poczekać.-odwróciła się do mnie.-Tak?
-Potrzebuję od dyspozytora numer do kogoś kto wezwał pogotowie do tej nieprzytomnej siedemnastki.
-Już się robi.-dziewczyna wstała i podeszła do drugiego telefonu.
Przyjrzałem jej się uważnie. Miała około 23 lat, była ładna, zgrabna. Cóż, muszę wyciągnąć ją kiedyś na kolację.
-Doktorze Harrison?
-Tak?-otrząsnąłem się.
-Nelly przyniesie go do pana gabinetu.
-Super. Dziękuję Nikki.
Ruszyłem do siebie przeglądając historię choroby jednej z pacjentek.
-Przepraszam, panie doktorze!
Zatrzymałem się.
-Słucham?
-Dzień dobry. Nazywam się Zayn Malik.-chłopak podał mi rękę.-Słyszałem jak mówił pan o nieprzytomnej dziewczynie. Wydaje mi się, że chodzi o naszą przyjaciółkę.
Przyjrzałem mu się.
-Czyżby? W takim razie proszę za mną. Udzieli mi pan kilku informacji na jej temat.
-Przepraszam, ale chyba lepiej będzie jeśli to Harry z panem pomówi. Zna ją lepiej.-wyjaśnił.
-Niech będzie.
Chłopak odwrócił się i podszedł do grupki stojącej pod ścianą. Szybko im coś wyjaśnił i po chwili już prowadził w moją stronę chłopaka w charakterystycznych lokach.
-Harry Styles?-zdziwiłem się.
Zszokowany kiwnął głową.
-Moja siostra pana uwielbia.-wyjaśniłem.-Ale to nie istotne. Proszę ze mną.
Skierowaliśmy się do mojego gabinetu. Kiedy byliśmy w połowie drogi Harry, bo chyba mogę tak o nim mówić, zapytał:
-Mógłbym ją najpierw zobaczyć?
-Oczywiście.
Zawróciłem do pracowni rentgenowskiej. Pchnąłem drzwi i rzuciłem:
-Luc, jest tu jeszcze ta młoda z trójki?
Facet kiwnął głową. Wycofałem się i zwróciłem do Stylesa:
-Musimy chwilę zaczekać. Zaraz będą ją wywozić.

Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich Carmen.
-Siostro, mogę?
W odpowiedzi kiwnęła głową i wyprowadziła łóżko. Podszedłem, zbadałem puls wciąż nieprzytomnej dziewczyny i poprosiłem Harrego żeby podszedł.
Kiedy na nią spojrzał oczy mu się zaszkliły i szepnął:
-Wszystko będzie dobrze.

Weszliśmy do mojego gabinetu.
-Niech pan usiądzie.-wskazałem krzesło przy biurku.
Zasiadłem po drugiej stronie i wyciągnąłem formularze.
-Ponieważ pacjentka jest nieletnia muszę zawiadomić jej opiekunów prawnych. Mogę prosić o numer kontaktowy?
-Już dzwoniliśmy. Matka Alexis jest w drodze.
-Świetnie. Muszę zadać kilka niedyskretnych pytań.
Harry kiwnął głową.
-Kim jest pan dla pacjentki?
-Jestem jej chłopakiem.
-Sypiacie ze sobą?
Loczek spuścił zielone oczy, zaczerpnął powietrza i skinął głową.
-Od jak dawna?
-To był tylko raz. Jakiś tydzień temu.
-Rozumiem.-zanotowałem to w swoim zeszycie.-To chyba wszystko. Chciałbym pana poprosić o wypełnienie dokumentów dotyczących dziewczyny.
Podałem mu plik papierów i długopis. Chłopak wziął się do pisania, a ja przejrzałem kilka kart innych pacjentów.

-Doktorze, mogę?-Nelly wsunęła głowę do gabinetu.-Przyniosłam numer i wyniki tej dziewczyny z trójki.
-Jak najbardziej.
Drobna szatynka podała mi teczkę i posłała jednoznaczne spojrzenie. Cholera, pomyślałem.
-Nic więcej nie wiem. An powinna się niedługo zjawić. Ona zna ją lepiej. W końcu jest jej matką.-Styles podsunął mi kartki.
-No cóż. Dziękuję, dobre i to.
-Wie pan już coś?
-Jeszcze nie.
-Rozumiem.-pokiwał smętnie głową.
-Może pan wracać do kolegów. Proszę tylko żeby matka dziewczyny do mnie zajrzała.
-Przekażę.
Harry po cichutku opuścił gabinet. Widziałem, że przybiło go to, że jeszcze nic nie wiedziałem. Ale nawet jeśli, to nie mógłbym mu nic powiedzieć. Procedury.
Rozłożyłem wyniki i zacząłem je przeglądać. Porównałem je z normami i przeanalizowałem.
-Niemożliwe.-mruknąłem.
Jeszcze raz dokładnie przejrzałem kartki, po czym zebrałem je i pobiegłem do Hansa. Otworzyłem drzwi jego dyżurki i rzuciłem:
-Hans musisz mi pomóc.
-Co się stało?-Chantal wyłoniła się z głębi pokoju.
-O Chantal. Dobrze, że jesteś. Też się przydasz. Musicie mi pomóc.
Podałem im wyniki i nakreśliłem sytuację.
-Powiedzcie, że nie mam racji. Że się mylę i że ona tak nie cierpi.-zakończyłem.
Patrzyli na mnie zdumieni.
-Daj nam chwilę Dave.
Konsultowali wyniki zerkając na mnie. Czekałem w napięciu. Przecież u tak młodej dziewczyny to było wręcz niemożliwe. Ona jest tylko 7 lat młodsza ode mnie!
-Davie?
-Tak?
-Niestety masz rację.-Chantal odłożyła kartki.
-Ale u siedemnastolatki? To niedorzeczne!
-Owszem, też nas to dziwi.-kobieta podeszła do mnie i poklepała po ramieniu.-Do tego to stężenie leków.
-Jezu Chryste, Chan.-pokręciłem głową.-No dobra, dziękuję wam. Idę się nią zająć.
Zebrałem dokumenty i udałem się na salę dziewczyny. Czekała mnie jeszcze konfrontacja z jej matką i przyjaciółmi.

*********************************************************************************
Siemaa ! . I jak? Tak jakby ktoś się nie domyślił to pisane to było z perspektywy doktora zajmującego się Alex w szpitalu :)
Odnosząc się do waszych komentarzy. No wasze pomysły mnie porażają :) Ale myślę, że mogę niektóre wykorzystać :) Przynajmniej w drugim opowiadaniu znajdują się wątki choroby psychicznej :) Więc nie wszystko stracone :D Ale nic więcej wam nie powiem :P czekajcie cierpliwie na nn-ke. Buziaki. :* Lex :*