Przez następny tydzień bacznie obserwowałem tych dwoje. Zauważyłem, że Alex faktycznie musi się bać Harrego. Na każdy jego gwałtowniejszy ruch, podniesiony głos czy cokolwiek, co mogło w jakiś sposób kojarzyć się z agresją reagowała drżeniem lub nerwowo podskakiwała. Coś niewątpliwie było na rzeczy i to ja musiałem się dowiedzieć co i natychmiast z tym skończyć. Nie sposób było nie zauważyć, że Alexis usługiwała Loczkowi, sprzątała po nim i trzymała się zawsze blisko któregoś z nas. Na przykład wczoraj przy kolacji siedziała niby między mną a Harrym, ale starała się usunąć z zasięgu jego ramion. Wieczorami po wyjściu z łazienki już nie przesiadywała z nami tak jak wcześniej, tylko kierowała się prosto do łóżka. Czasem zdawało mi się, że słyszę jej przytłumiony szloch. Ta sytuacja była nie do zniesienia. Musiałem przerwać te podchody. Postanowiłem z nią otwarcie porozmawiać. Nie musiałem długo czekać. Nasz bus właśnie zaparkował i Liam postanowił wyciągnąć nas do restauracji. Alex wykręciła się sprzątaniem, a ja migreną.
-Lex zajmiesz się Lou skoro i tak zostajesz?-zapytał Niall zakładając bluzę.
-Pewnie.-uśmiechnęła się lekko.
-W takim razie do zobaczenia.-pocałował ją w policzek.-Trzymaj się stary!
-Idźcie już, bo wszystko wam pozamykają.-Alex poprawiła Harremu sweterek.
-Dzięki skarbie.-pocałował ją w czoło.
Gdy podniósł rękę żeby ją objąć, gwałtownie schyliła się i zawzięcie obserwowała wykładzinę.
-Myślałam, że tu leży igła.-wyjaśniła.-Ale musiało mi się przywidzieć. No, zmykajcie już.
Wypchnęła ich na zewnątrz i zamknęła drzwi. Wydawało mi się, że na moment zapomniała, że tu jestem. Oparła się plecami o drzwi i ciężko westchnęła. Przymknęła powieki i stała tak przez chwilę. Potem otrząsnęła się i zaczęła zbierać rzeczy Harrego z podłogi. Teraz albo nigdy, pomyślałem.
-Alex?
-Tak? Potrzebujesz czegoś?-spojrzała na mnie.
Kilka kosmyków włosów opadło jej na twarz przysłaniając oczy. Odgarnęła je zręcznym ruchem.
-Nie, nie. Możemy pogadać?
-Jasne. Potrzebujesz pomocy?
-Nie. Znaczy ja nie. No...-zająknąłem się.
-Co się dzieje Lou?-wrzuciła ubrania do szafki i ruszyła w moim kierunku.-Mów o co chodzi.
Do kanapy pozostało jej kilka kroków. Gwałtownie zatrzymała się, a twarz wykrzywił jej grymas bólu. Zachwiała się i złapała ręką kant blatu kuchennego.
-Alex?-wstałem i podbiegłem do niej.-Alex?
-Już wszystko dobrze.-zacisnęła palce na mojej ręce.-Zakręciło mi się w głowie. To wszystko.
Przyjrzałem jej się uważnie. Była blada, miała podkrążone oczy i jakby szczuplejszą twarz. Że też wcześniej tego nie zauważyłem!
-Usiądź.-kiwnąłem głową w stronę kanapy.
-Dzięki.-uśmiechnęła się słabo.
Objąłem ją ramieniem i zrobiłem krok w przód.
-Lou, poradzę sobie.-znów się uśmiechnęła.
-Ach, no tak. Przepraszam.-puściłem ją.-To ja przyniosę wodę.
-Alexis, wszystko w porządku?-zapytałem, gdy 5 minut później siedzieliśmy na sofie popijając wodę z cytryną.
-Tak.-odparła zdziwiona.
-Niczego się nie boisz? Ktoś nie robi ci krzywdy?-brnąłem dalej. Gratulacje Lou. 5 młodszych sióstr, a ty dalej nie umiesz gadać z dziewczyną.
-Do czego zmierzasz?-Alex wyprostowała się.-Poczekaj. Nic nie mów.-dodała nim zdążyłem otworzyć usta.-Chodzi o Harrego? O nas?-skinąłem głową.-Lou posłuchaj.-odstawiła szklankę na stół.-Między nami jest wszystko w porządku. Może nie do końca umiem się dostosować do trybu trasy i do tych milionów fanek które chcą autografów i zdjęć. Może nie mogę się przyzwyczaić do tego, że w ciągu jednego dnia jego ręce dotykają tysięcy dziewczyn. Może nie tak wyobrażałam sobie bycie z Harrym. Może ja po prostu chciałabym, żeby on mnie przytulił i żebym nie musiała w tedy czuć mieszanki różnych zapachów damskich perfum.-westchnęła cicho.-Ja po prostu chciałabym mieć go przez jeden dzień znów tylko dla siebie. Ale on jest gwiazdą. I muszę się z tym pogodzić.-oczy zaszły jej łzami.
-Och Lex.-objąłem ją i mocno przytuliłem.
-Lou...-szepnęła.
-Wiem, że jest ci ciężko. Przepraszam, że dopiero teraz zdobyłem się na rozmowę.
-Nie Lou. Jest ok.
-Nie Alex. Nie jest. Jest mi strasznie głupio, bo myślałem, że...-zawiesiłem głos.
-Że?
-Że Harry cię bije.-dokończyłem cicho.
Zapadła cisza, a po chwili Alex wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Że co myślałeś?
-Nie śmiej się ze mnie. Martwiłem się o ciebie.
-Ależ Lou. Cieszę się, że się martwiłeś, bo to oznacza, że się o mnie troszczysz. Ale niepotrzebnie się zamartwiasz. Możesz mi wierzyć, że gdyby on mnie bił, już dawno by mnie tu nie było.-uścisnęła moją dłoń.
-Wiem Alex. Przepraszam.-cmoknąłem ją w policzek.
Zadziwiała mnie dojrzałość tej dziewczyny. Przecież miała 17 lat, a czasem zachowywała się jakby miała co najmniej 25.
Jeszcze trochę rozmawialiśmy o jakichś głupotach. Totalny bezsens. Pogoda, robienie kanapek, sprzątanie. Tematy godne prawdziwych intelektualistów.
-Lou, ty naprawdę źle się czułeś?-zapytała w końcu.
-Nie. No może trochę.
-Tak myślałam.-uśmiechnęła się.-To może położysz się i odpoczniesz? Przyda ci się. A ja skończę sprzątanie.
Chciałem zaprotestować, ale jej spojrzenie mówiło, że nie mam szans.
-Ok.-westchnąłem.
*Alex*
Wstałam i przyniosłam koc. Rzuciłam Lou poduszkę, nakryłam go i wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia. Pozbierałam koszulki, swetry, czapki i spodnie. Kurde, miałyście kiedyś w domu 5-ciu podobnie ubierających się facetów? Nie? To nie zrozumiecie co oznacza sprzątanie ich ciuchów.
-Louis, to jest twoje czy Nialla?-odwróciłam się pokazując mu spodenki.
Jednak nie dane mi było uzyskać odpowiedź. Tommo spał jak mały chłopczyk, ściskając w dłoni róg koca. Uśmiechnęłam się do siebie. Dokończyłam sprzątanie i zarzuciłam na plecy bluzę. Nie wiedziałam, gdzie jesteśmy, ani czy fanki stoją przed busem. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Było pusto i cicho. Staliśmy na jakimś parkingu w lesie. Rozejrzałam się. Były tu tylko dwie drogi. Jedna zamieniała się w wąską ścieżkę wiodącą do lasu, a druga biegła w stronę miasta. Decyzja była niezwykle prosta. Idę do lasu.
Ścieżka wiła się jak wąż. Najpierw łagodnie opadała w dół, a potem prowadziła pod górę. Szłam już dłuższą chwilę i coraz bardziej zagłębiałam się w las. Po jakiś 20 minutach intensywnego marszu dotarłam na wielką polanę. Na wprost mnie niebo stykało się z ziemią, co było dość osobliwym zjawiskiem, a kilka metrów od tego punktu styczności stał drewniany stół piknikowy z dwoma ławeczkami. Ruszyłam w jego kierunku. Każdy krok sprawiał, że czułam się jakoś dziwnie. Od stolika dzieliło mnie zaledwie 5, może 6 metrów. Usłyszałam szum. Ale nie był to szum traw czy koron drzew. To był szum morza. Wzięłam głęboki wdech i dopiero teraz poczułam intensywny zapach morskiej wody. Zrobiłam kilka kroków i zorientowałam się, że jestem na szczycie klifu. Jak okiem sięgnąć rozciągała się istna pustynia błękitu, raz po raz poprzecinana białymi grzbietami fal. Wstrzymałam oddech podchodząc do krawędzi. Kilka drobnych kamyków osunęło mi się spod stopy. Spojrzałam w dół. Spienione fale rozbijały się o skalisty brzeg. Cofnęłam się.
Usiadłam na blacie stołu, a stopy postawiłam na ławeczce. Znów poczułam ten ból. Ciaśniej otuliłam się bluzą i objęłam rękami piszczele. Ten ból. On nie dawał mi o sobie zapomnieć. Wbiłam wzrok w lazurowe niebo. Tak, to zdecydowanie było idealne miejsce, żeby w spokoju pomyśleć nad wydarzeniami ostatnich dni. Musiałam to jakoś ogarnąć i zaprowadzić w moim życiu porządek.
*********************************************************************************
No i proszę, wyrobiłam się. Jednak wyjeżdżam jutro, więc postanowiłam, że sprawię wam drobną niespodziankę. Jak się podoba? Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań. A teraz dobranoc i miłej majóweczki :*
Buziaki :* Lex :*
-Lex zajmiesz się Lou skoro i tak zostajesz?-zapytał Niall zakładając bluzę.
-Pewnie.-uśmiechnęła się lekko.
-W takim razie do zobaczenia.-pocałował ją w policzek.-Trzymaj się stary!
-Idźcie już, bo wszystko wam pozamykają.-Alex poprawiła Harremu sweterek.
-Dzięki skarbie.-pocałował ją w czoło.
Gdy podniósł rękę żeby ją objąć, gwałtownie schyliła się i zawzięcie obserwowała wykładzinę.
-Myślałam, że tu leży igła.-wyjaśniła.-Ale musiało mi się przywidzieć. No, zmykajcie już.
Wypchnęła ich na zewnątrz i zamknęła drzwi. Wydawało mi się, że na moment zapomniała, że tu jestem. Oparła się plecami o drzwi i ciężko westchnęła. Przymknęła powieki i stała tak przez chwilę. Potem otrząsnęła się i zaczęła zbierać rzeczy Harrego z podłogi. Teraz albo nigdy, pomyślałem.
-Alex?
-Tak? Potrzebujesz czegoś?-spojrzała na mnie.
Kilka kosmyków włosów opadło jej na twarz przysłaniając oczy. Odgarnęła je zręcznym ruchem.
-Nie, nie. Możemy pogadać?
-Jasne. Potrzebujesz pomocy?
-Nie. Znaczy ja nie. No...-zająknąłem się.
-Co się dzieje Lou?-wrzuciła ubrania do szafki i ruszyła w moim kierunku.-Mów o co chodzi.
Do kanapy pozostało jej kilka kroków. Gwałtownie zatrzymała się, a twarz wykrzywił jej grymas bólu. Zachwiała się i złapała ręką kant blatu kuchennego.
-Alex?-wstałem i podbiegłem do niej.-Alex?
-Już wszystko dobrze.-zacisnęła palce na mojej ręce.-Zakręciło mi się w głowie. To wszystko.
Przyjrzałem jej się uważnie. Była blada, miała podkrążone oczy i jakby szczuplejszą twarz. Że też wcześniej tego nie zauważyłem!
-Usiądź.-kiwnąłem głową w stronę kanapy.
-Dzięki.-uśmiechnęła się słabo.
Objąłem ją ramieniem i zrobiłem krok w przód.
-Lou, poradzę sobie.-znów się uśmiechnęła.
-Ach, no tak. Przepraszam.-puściłem ją.-To ja przyniosę wodę.
-Alexis, wszystko w porządku?-zapytałem, gdy 5 minut później siedzieliśmy na sofie popijając wodę z cytryną.
-Tak.-odparła zdziwiona.
-Niczego się nie boisz? Ktoś nie robi ci krzywdy?-brnąłem dalej. Gratulacje Lou. 5 młodszych sióstr, a ty dalej nie umiesz gadać z dziewczyną.
-Do czego zmierzasz?-Alex wyprostowała się.-Poczekaj. Nic nie mów.-dodała nim zdążyłem otworzyć usta.-Chodzi o Harrego? O nas?-skinąłem głową.-Lou posłuchaj.-odstawiła szklankę na stół.-Między nami jest wszystko w porządku. Może nie do końca umiem się dostosować do trybu trasy i do tych milionów fanek które chcą autografów i zdjęć. Może nie mogę się przyzwyczaić do tego, że w ciągu jednego dnia jego ręce dotykają tysięcy dziewczyn. Może nie tak wyobrażałam sobie bycie z Harrym. Może ja po prostu chciałabym, żeby on mnie przytulił i żebym nie musiała w tedy czuć mieszanki różnych zapachów damskich perfum.-westchnęła cicho.-Ja po prostu chciałabym mieć go przez jeden dzień znów tylko dla siebie. Ale on jest gwiazdą. I muszę się z tym pogodzić.-oczy zaszły jej łzami.
-Och Lex.-objąłem ją i mocno przytuliłem.
-Lou...-szepnęła.
-Wiem, że jest ci ciężko. Przepraszam, że dopiero teraz zdobyłem się na rozmowę.
-Nie Lou. Jest ok.
-Nie Alex. Nie jest. Jest mi strasznie głupio, bo myślałem, że...-zawiesiłem głos.
-Że?
-Że Harry cię bije.-dokończyłem cicho.
Zapadła cisza, a po chwili Alex wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Że co myślałeś?
-Nie śmiej się ze mnie. Martwiłem się o ciebie.
-Ależ Lou. Cieszę się, że się martwiłeś, bo to oznacza, że się o mnie troszczysz. Ale niepotrzebnie się zamartwiasz. Możesz mi wierzyć, że gdyby on mnie bił, już dawno by mnie tu nie było.-uścisnęła moją dłoń.
-Wiem Alex. Przepraszam.-cmoknąłem ją w policzek.
Zadziwiała mnie dojrzałość tej dziewczyny. Przecież miała 17 lat, a czasem zachowywała się jakby miała co najmniej 25.
Jeszcze trochę rozmawialiśmy o jakichś głupotach. Totalny bezsens. Pogoda, robienie kanapek, sprzątanie. Tematy godne prawdziwych intelektualistów.
-Lou, ty naprawdę źle się czułeś?-zapytała w końcu.
-Nie. No może trochę.
-Tak myślałam.-uśmiechnęła się.-To może położysz się i odpoczniesz? Przyda ci się. A ja skończę sprzątanie.
Chciałem zaprotestować, ale jej spojrzenie mówiło, że nie mam szans.
-Ok.-westchnąłem.
*Alex*
Wstałam i przyniosłam koc. Rzuciłam Lou poduszkę, nakryłam go i wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia. Pozbierałam koszulki, swetry, czapki i spodnie. Kurde, miałyście kiedyś w domu 5-ciu podobnie ubierających się facetów? Nie? To nie zrozumiecie co oznacza sprzątanie ich ciuchów.
-Louis, to jest twoje czy Nialla?-odwróciłam się pokazując mu spodenki.
Jednak nie dane mi było uzyskać odpowiedź. Tommo spał jak mały chłopczyk, ściskając w dłoni róg koca. Uśmiechnęłam się do siebie. Dokończyłam sprzątanie i zarzuciłam na plecy bluzę. Nie wiedziałam, gdzie jesteśmy, ani czy fanki stoją przed busem. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Było pusto i cicho. Staliśmy na jakimś parkingu w lesie. Rozejrzałam się. Były tu tylko dwie drogi. Jedna zamieniała się w wąską ścieżkę wiodącą do lasu, a druga biegła w stronę miasta. Decyzja była niezwykle prosta. Idę do lasu.
Ścieżka wiła się jak wąż. Najpierw łagodnie opadała w dół, a potem prowadziła pod górę. Szłam już dłuższą chwilę i coraz bardziej zagłębiałam się w las. Po jakiś 20 minutach intensywnego marszu dotarłam na wielką polanę. Na wprost mnie niebo stykało się z ziemią, co było dość osobliwym zjawiskiem, a kilka metrów od tego punktu styczności stał drewniany stół piknikowy z dwoma ławeczkami. Ruszyłam w jego kierunku. Każdy krok sprawiał, że czułam się jakoś dziwnie. Od stolika dzieliło mnie zaledwie 5, może 6 metrów. Usłyszałam szum. Ale nie był to szum traw czy koron drzew. To był szum morza. Wzięłam głęboki wdech i dopiero teraz poczułam intensywny zapach morskiej wody. Zrobiłam kilka kroków i zorientowałam się, że jestem na szczycie klifu. Jak okiem sięgnąć rozciągała się istna pustynia błękitu, raz po raz poprzecinana białymi grzbietami fal. Wstrzymałam oddech podchodząc do krawędzi. Kilka drobnych kamyków osunęło mi się spod stopy. Spojrzałam w dół. Spienione fale rozbijały się o skalisty brzeg. Cofnęłam się.
Usiadłam na blacie stołu, a stopy postawiłam na ławeczce. Znów poczułam ten ból. Ciaśniej otuliłam się bluzą i objęłam rękami piszczele. Ten ból. On nie dawał mi o sobie zapomnieć. Wbiłam wzrok w lazurowe niebo. Tak, to zdecydowanie było idealne miejsce, żeby w spokoju pomyśleć nad wydarzeniami ostatnich dni. Musiałam to jakoś ogarnąć i zaprowadzić w moim życiu porządek.
*********************************************************************************
No i proszę, wyrobiłam się. Jednak wyjeżdżam jutro, więc postanowiłam, że sprawię wam drobną niespodziankę. Jak się podoba? Mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań. A teraz dobranoc i miłej majóweczki :*
Buziaki :* Lex :*